29 kwietnia 2008

Come back to the first point.

Tak sobie czasami myślę, że chcąc pisać na blogu wszystko z tych ważniejszych rzeczy, to i tak musiałabym nic nie robić tylko pisać bloga. W moim życiu istny kalejdoskop. Co chwilę wszystkie moje plany obracają się o 180 stopni, a za chwilę o kolejne 180 i wracam do punku wyjścia. Może zacznę trochę konkretniej, to będzie bardziej zrozumiałe. 
Mamy znajomego, który prowadzi piekarnię, restaurację arabską i jednocześnie udziela się w życiu politycznym zarówno polskim jak i arabskim. Jednym słowem obywatel świata mający wiele różnych znajomych, gotowych do pomocy w każdym momencie. Postanowiliśmy z rodzicami, że może właśnie Omar będzie mógł pomóc i nam... Wczoraj trochę porozmawialiśmy i znów wracamy do punktu wyjścia. ZAPROSZENIE... Jednak kontynuujemy wystawianie zaproszenia a Nasz znajomy spróbuje pogadać z ambasadą. Hmmm miejmy nadzieję, że faktycznie się tak stanie. 
Po drugie to dotarłam do wiadomości, o tym co jest potrzebne do stworzenia kontraktu dla cudzoziemca. Można ręce załamać i się poddać, ale można też zacząć załatwiać. W sumie nie są to rzeczy nie do przeskoczenia. Omar zaoferował nawet pracę dla Mahera. Co prawda nic specjalnego, ale 1500 miesięcznie + ubezpieczenie nie jest czymś małym dla obcokrajowca nie mówiącego po polsku... Z tym jednak musimy sie zastanowić, bo chyba o wiele prostsze będzie załatwienie wizy na zaproszenie, jeśli faktycznie będziemy mieć wsparcie. Jeśli jednak nie, to do pracy Maher mógłby przyjechać na rok! Żeby jednak to załatwić, to Omar musiałby się nachodzić... 
Maher poinformowany o planach zyskał uśmiech na twarzy. 
Podsumowując: Wracamy do początku, ale może jednak się uda...

25 kwietnia 2008

I'm a graduate..

Informuję wszem i wobec, iż ukończyłam etap Liceum ze szczególnym wyróżnieniem w formie czerwonego paska na świadectwie. Oto dowód:


22 kwietnia 2008

I feel sad...

Wszystko wali mi sie na łeb i na szyję. Matura już za niecałe 2 tygodnie a ja nic nie robię twierdząc, że nie po to uczyłam się przez 3 lata, żeby siedzieć teraz i ponownie wkuwać. Ludzie mnie chwalą za mądre podejście do sprawy, ale sama nie wiem czy to jednak takie mądre. W piątek rozdanie świadectw. W czwartek muszę pojechać do szkoły z koleżanką i zacząć rozdawanie kwiatów w formie podziękowania, jako że nie wszyscy nauczyciele będą w piątek. jak na złość się rozchorowałam. Witaminy łykane w ogromnych ilościach nie pomogły. Pozostaje mi wybrać się dzisiaj do lekarza i poprosić o coś szybko stawiającego na nogi. Jak na razie to chusteczki, herbatka, tabletki na gardło i gorączkę, kichanie, kaszel i inne tym podobne...
Wczoraj rozpętało się u mnie w domu małe piekło, aczkolwiek nie do końca. Dzwoniłam do ambasady by dowiedzieć się jakie są szanse dostania wizy. W odpowiedzi usłyszałam "żadne". Trochę mnie przytkało, a miły Pan wyjaśnił, że jedyną szansą jest ŚLUB. I tu się zaczęło. Poszłam pogadać z mamą. Dziwna mina, i tysiąc argumentów. Mogłam się w sumie spodziewać, aczkolwiek przynajmniej wiem, że mogę z Nią porozmawiać o wszystkim. Jechałam wczoraj do urzędu paszportowego, żeby wyrobić zdjęcia na poczekaniu, więc jednocześnie wstrzymałyśmy z mamą wyrabiania zaproszenia. Jeśli byśmy go wyrobiły to o następne można się starać po terminie który byłby na zaproszeniu, czyli w marcu 2009. O zgrozo! Już naprawdę nie wiem co mam robić. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że chcę iść na studia, ale małżeństwo nie musi mi tej możliwości zabrać. Z drugiej strony wiem, że Maher po przyjeździe tutaj potrzebuje czasu na naukę polskiego, a dopiero później można zacząć szukać pracy. Moje studia będą płatne, a utrzymanie też przecież kosztuje. Wiem, że pójdę na studia dla pracujących, ale czy pracować będę? Mimo wszystko ja zdaje sobie sprawę, że przecież nie ważne kiedy Maher przyjedzie to i tak będzie potrzebował tego czasu na "zaklimatyzowanie się". I nie ważne, czy przyjedzie teraz, czy za rok, czy po moich studiach, to i tak początki będą ciężkie. Wiem jednak, ze jeśli nie uda nam się załatwić jakoś jego przyjazdu, to my wydamy cały majątek! Każdy wyjazd do Tunezji przecież kosztuje, telefon kosztuje, internet kosztuje, wszystko kosztuje! Nie chce już nawet liczyć ile kasy na to poszło, ale dobry samochód mielibyśmy na pewno. A teraz coś z serii "Mama mówi" 
-Mama mówi : " masz takie możliwości, internet pozwala Wam sie widzieć, telefon słyszeć". No tak tylko cholera co mi z takiego widzenia raz na tydzień przy dobrych wiatrach, w dodatku na zamazanym obrazie bo słaby internet i słaba jakość obrazu. Co mi z telefonu jak pogadam 2 minuty i już nie ma 8 zł. Czym są te 2 minuty? Jak się zagalopuje to idzie pół godziny, a po opamiętaniu się zaczynam sie skrobać po głowie ile ja znowu zapłacę. Ale nawet te głupie pół godziny nic mi nie daje.
-Mama mówi : " małżeństwo to nie zabawa. Spadają na Ciebie obowiązki. Pranie, sprzątanie, gotowanie i wiele innych" No w sumie tak, tyle tylko, że ja to wszystko robię teraz dla całej rodziny, ale to się nie liczy...Najwyraźniej jedna osoba więcej w rodzinie sprawi, że prania będzie więcej a i jeden talerz zupy też mi zabraknie bo źle obliczę..." 
- Mama mówi: " lepiej mu wysłać trochę kasy tam, żeby mu jakoś pomóc". To fakt dla mamy łatwo powiedzieć wysłać trochę kasy, tylko ja cholera chyba musiałabym zacząć kraść, żeby uzbierać na moje wyjazdy, telefony, i wysyłanie kasy. Za te cholerne wyjazdy żylibyśmy tutaj ze 2 lata na luzie...
- I mogę tak wymieniać "mama mówi"...

Rozmawiałam z Maherem o tym wszystkim i mnie to przeraża. Ja naprawdę wiem czego chcę i wiem, że są to decyzje podejmowane na całe życie. Smutno mi, że rodzice nie starają się mnie zrozumieć. 
Maher wczoraj widząc moją minę i humor starał się jednak mnie rozbawić. Mówię Mu, że nawet jeśli uda mi się mamę przekabacić to pozostaje jeszcze tata. On niczego sobie z tego nie robiąc stwierdził, że tata to nie problem. "Tata zrozumie, bo wie jak czuje się facet bez kobiety i nie będzie robił problemu" Osz normalnie go kiedyś uduszę za te Jego teksty. 

18 kwietnia 2008

Practical Wisdom

Zastanawiam się czasami czym naprawdę jest mądrość życiowa? Wydawać by się mogło, że ludzie wykształceni, po studiach powinni być mądrzy, ale wcale tak nie jest. To nie studia, nie wykształcenie daje nam mądrość. Mogą być wśród nas osoby, które skończyły jedynie podstawówkę, a będą lepiej radzić sobie w życiu niż niejeden po studiach. Do przelania moich myśli skłoniło mnie przeczytanie o pewnej kobiecie na blogu Li-an. Otóż pewna kobieta ma różne argumenty przeciwko temu, żeby zadbać o swoje zdrowie. Dla mnie jest to sytuacja nie do pomyślenia. Gdybym zdawała sobie sprawę, że wkrótce może mnie zabraknąć to na pewno nie mówiłabym, że nie pójdę się leczyć bo dzieci akurat mają wakacje... Bo co powie tym dzieciom w przyszłości, gdy choroba da znać o sobie już całkowicie?? "Drogie dzieci w przyszłe wakacje mamusi może już nie być z wami?" - Naprawdę nie rozumiem niektórych argumentów...
Kolejny przykład mam w sąsiedztwie. Dziewczyna pokarana przez los najpierw straciła matkę a kilka lat później ojca. Nie poddała się i walczyła o siebie. Zdobyła wykształcenie. Pech chciał, że zakochała sie w alkoholiku. On udaje, że nie pije a gdy Ona tylko jest w pracy biegnie do sklepu, kupuje "zgrzeweczkę" a puste puszki wrzuca do kanału w garażu. Ona zakochana nie słucha nikogo, kto chciałby jej pomóc. W dodatku jest w 8 miesiącu ciąży. Wszystko byłoby O.K, ale ona się odchudza! O zgrozo dziecko niedawno ważyło dopiero pół kilograma... Nie chcę jej źle życzyć i mam nadzieje, że maluszek urodzi się zdrowy ale jeśli... Nie umiem tego pojąc jak będąc w ciąży można cieszyć się z tego, że schudło się kolejny kilogram? Pani magister po studiach... Myślę, że ważniejsza jest "mądrość praktyczna" od tej książkowej.
Ja mam niecałe 19 lat, ale widzę wiele sytuacji, które naprawdę mnie rażą i nigdy ale to nigdy bym tak nie postąpiła. Wydaje mi się, że żyjąc w strachu o przyszłość po prostu zastanawiam się co może być kiedyś i staram się przewidzieć skutki wszystkiego co robię...
Aktualnie u mnie wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, ale nie będę jak na razie nic mówić. Pochwale się jak będę już wszystko wiedzieć, a  wcale nie chodzi mi o wizę... Teraz jestem na etapie rozmów z rodzicami i maili do ambasady w Tunezji... 

16 kwietnia 2008

Explanation...

Powiedzmy, że uzyskałam odpowiedź na moje pytania i wiem co robił Maher. Ano był podobno w pracy, o której wcześniej nic nie wiedział. Nie miał ze sobą telefonu, a na przerwie nie wracał do domu tylko poszedł się przespać na "bazarze", bo do domu było za daleko. O zgrozo 200 m to faktycznie długa droga, nawet można się zgubić. 
No ale nie ważne już. Liczy się to, że sam się opamiętał i wiedział, że źle zrobił. W sumie to opamiętał się już w sobotę popołudniu, ale ja nie miałam tradycyjnie na nic czasu, więc się nie "pochwaliłam". Dobijał się na mój telefon średnio co pół minuty i czekał aż odpuszczę jakiś sygnał, ale nie widząc żadnej reakcji z mojej strony postanowił zadzwonić i przeprosić. I to mi się podoba. Nie myślcie jednak, że jestem egoistką. Chodziło mi tylko o wymuszenie na Nim, żeby chociaż raz to On zadzwonił, a nie ja... 
Teraz coś z nowości. Oceny w szkole praktycznie wszystkie wystawione. Nie znam tylko oceny z geografii, ale niżej niż 4 mieć nie będę, a przynajmniej mam taką nadzieję. Zostałam poinformowana, że dostanę wyróżnienie na koniec roku, a co do stypendium ministra to okaże się dopiero po konferencji. Tak więc czekam cierpliwie. Wiem jednak, że nawet jeśli dostanę to stypendium to przekażę, go osobie, która ma drugą średnią w szkole, gdyż mnie i tak to nie pomoże. Kierunek, na który chcę pójść jest tylko na uczelni prywatnej a stypendium daje wstęp na państwowe... Nie chcę jednak, by stypendium się zmarnowało, a ktoś inny być może go wykorzysta. 
Wczoraj złożyłam wniosek o wydanie zaproszenia dla Mahera. Za miesiąc go odbiorę i osobiście zawiozę do Tunezji. Pozostaje jednak modlić się, bo nawet zaproszenie nie daje pewności w dostaniu wizy.

Maher zaczyna kombinować, na wszelkie możliwe sposoby. nasza wczorajsza rozmowa wyglądała tak:

"-Dobry wieczor kochanie. Please promise me that you will not tell me NO
 -Salam Habibi.I can't promise coz i don't know what you want from me
 -What is the size of your finger?
 -Oh no no No! I don't need the ring. 
 -Come on babe...
 -It is impossible, I know that the ring is expensive, and I prefere to see you everyday on the Internet, then get the ring. 
 -But it's for you so it's not expensive
 -We will speak about it when I will come
 (...)
 -Kochanie what we will do if i don't get visa?
 -I don't know yet
 -I will try to buy a contract in Italy and after i come to you
 -I don't think that you can travel in Europe. I think that contract will give you visa, but just in Italy.
 -You will see, I can do everything for you."
 
Po rozmowie przespałam całą noc bez żadnej pobudki a to jest u mnie rzadkością. Rano o 7 została mi zafundowana pobudka przez Mahera idącego do pracy (niestety tylko dzisiaj, a pracę normalną powinien zacząć od niedzieli jeśli wszystko będzie dobrze) tym razem z telefonem "żebym się już nie gniewała". Leżę sobie od tego czasu w łóżeczku i sobie rozmyślam. Mimo wszystko moje leniuchowanie za chwilę się skończy i wskoczę ponownie w wir różnych załatwień. 
Przeraża mnie myśl, że do matury 19 dni a ja nic w tym kierunku nie robię, ale o dziwo jestem jeszcze spokojna. 
Życzę wszystkim miłego dnia. 

12 kwietnia 2008

What's the sad girl....

Czuję sie Jak Konrad podczas Wielkiej Improwizacji w "Dziadach". Mam wrażenie, że stoi obok mnie diabeł i anioł a ja mimowolnie ulegam głosowi diabła. Nie wiem czemu się tak dzieje, ale może zacznę po kolei. Ostatnio mam trochę problemów, ale któż ich nie ma? Na domiar złego Maher o niczym nie wie, bo myślałam, że tak będzie lepiej, że przynajmniej On nie będzie się martwił. Jestem ostatnio jak "naminowana", bo wszystko się we mnie zbiera. A później głupie błahostki powodują u mnie płacz.. Nie chcę tego, ale nie umiem się opanować. Wiem, że płacz nie jest rozwiązaniem, ale cóż mogę na to poradzić, skoro jest to samoistne. Stałam się strasznie nerwowa. Nawet to, że ktoś na mnie krzyknie powoduje pojawienie się u mnie łez.
Wczoraj Maher zrobił jakiś strajk, albo nie wiem juz jak to nazwać, ale puszczane przeze mnie sygnały w ciągu całego dnia nie zadziałały. Żadnej odpowiedzi. No i sie wkurzyłam. Postanowiłam zrobić mu dokładnie to samo. Pierwszy sygnał od niego o 23, więc jakby nie było to po ponad 17 godzinach od wcześniejszego. Nie dałam się i schowałam telefon pod poduszkę, żeby mnie nie budził. Ale gdzie tam, dzwonił jak uparty średnio co 10 minut. Trzymałam telefon w ręce, ale ten cholerny diabelski głos mówił "nie dzwoń!" I teraz mam za swoje. Maher zrezygnowany położył się spać koło 6 rano bo wtedy też był ostatni sygnał od Niego. Może jednak nie położył się spać, ale ani mnie, ani jemu duma nie pozwala już na puszczanie jakiegokolwiek sygnału, a nie wspominając już o sms-ie. Tak więc mamy chwilę milczenia, która jeszcze bardziej mnie rozdrażnia. Ja już naprawdę nie wiem czemu się tak dzieje. Jesteśmy daleko od siebie i zamiast się wspierać to robimy sobie wzajemnie na złość. Teraz pozostaje czekać kiedy któreś z nas zmądrzeje i postanowi się jednak odezwać. Z doświadczenia wiem, że nie zorbie jako pierwsza tego kroku, bo czuję się urażona. To nie mnie się zachciało cholernej zabawy w nieodzywanie się. Nie odezwę sie pierwsza dlatego, że uważam się za poszkodowaną. Ja mu nic nie zrobiłam. Gdybym odezwała się pierwsza to znaczyłoby dla mnie, że mu uległam, a tak na pewno nie będzie. Nie będzie mną "manipulował". A ten cholerny diabelski głos mówił do mnie w nocy "napisz mu, że nie jesteś lalką, którą można się bawić". Dobrze, że miałam jakieś przebłyski świadomości jeszcze i nie napisałam... Oj wtedy to rozpętałoby się piekło. 
Rano poskarżyłam się mamie, a Ona spokojnym głosem stwierdziła, że przecież może chłopak spał cały dzień ( O nie! Na pewno nie 17 godzin!), że może pojechał do rodziców ( To też nie! Miał zasięg, a tam go nie ma!) i jeszcze pięć tysięcy innych powodów, w które uwierzyć nie mogę... Pozostaje więc pytanie co robił i dlaczego? 

8 kwietnia 2008

Stereotypy.

Stereotyp. Czym tak naprawdę jest? Co nami kieruje, że tworzymy własne stereotypy? Jaki mają one wpływ na nasze życie i otaczający nas świat? Można tworzyć takie pytania w nieskończoność, a i tak nie znajdziemy na nie jednoznacznej odpowiedzi. Każdy mógłby odpowiedzieć z własnego punktu widzenia, czyli znów zostałby stworzony stereotyp na podstawie własnych obserwacji tej osoby. Można więc stwierdzić, że otaczający nas świat jest pełen stereotypów, które pojawiają się na każdym kroku. 
Chciałabym jednak napisać coś o stereotypach negatywnych, bo te pozytywne i neutralne można pominąć, gdyż raczej nie przynoszą one żadnych szkód. 
Ludzie niejednokrotnie przejmują poglądy innych osób, czy też "wzorce" przekazywane przez społeczeństwo. Nie zastanawiają się czy są one zgodne z prawdą, rzeczywistością, a przede wszystkim czy nie są one krzywdzące dla drugiego człowieka. 
Wiele osób osądza kogoś na podstawie stereotypów, które zostały przyjęte przez społeczność. Uważam jednak, że w ten sposób nikt nie wyraża swojego zdania, a jedynie cytuje czyjś pogląd. Rzucając hasło "Arab" usłyszymy w odpowiedzi "brudas, fanatyk, terrorysta, poligamista", bo tak się ogólnie przyjęło. Nikt się nad tym głębiej nie zastanawia. Mówi co mu ślina na język przyniesie, a przyniesie jedynie usłyszane gdzieś, kiedyś hasła, które są ogólnikami. Nie traktujmy niczego ogólnikowo. 
Przekonałam się niejednokrotnie, że nie należy niczego osądzać dopóki się czegoś nie pozna. Sprawa ma się tak samo w przypadku osób. Wyobraźmy sobie w jaki sposób czuję się taki wymieniony wcześniej "arab"? Słysząc takie słowa w swoim kierunku, aż się w nim gotuje jeśli nie jest to prawdą. My Polacy też nie czujemy się dobrze kiedy ktoś mówi o nas jako o pijakach i złodziejach. Nie podoba nam się to, że ktoś traktuje nas ogólnikowo, ale my robimy to samo. Są to tak zwane stereotypy narodowe czyli nasze wyobrażenia dotyczące innych narodów oparte tylko na kilku przykładach. 
Piszę to notkę, ponieważ wiele osób uprzedza mnie o tym jacy to nie są Arabowie, Ja doskonale zdaję sobie sprawę jacy są niektórzy, ale to nie znaczy, że wszyscy. Mogę trafić także na Polaka, który będzie się nade mną znęcał i będzie brudasem. Moja rodzina na szczęście akceptuje to, że jestem związana z Tunezyjczykiem i nie negują tego. Poznali tego chłopaka i wiedzą jaki jest. Nie osądzali go dopóki go nie poznali. Nie skreślili go na dzień dobry. Dali mu szansę, którą on doskonale wykorzystał. Wiem co robię i to ja podejmuję decyzje. Zdania typu " kiedyś będzie Cię Rutkowski ściągał jak Cię gdzieś wywiezie" są mi obojętne. Ludzie nie zdają sobie sprawy jak bardzo mogą kogoś ranić słowami. ja jestem silna i się trzymam, ale wiele osób się podda, zrezygnuje ze swojego szczęścia ku zadowoleniu innych :/

5 kwietnia 2008

Anty- ślub kościelny.

Jak miło mieć świadomość, że jeszcze tylko kilka klasówek, tylko kilka kartkówek, kilka zadań referatów i.... KONIEC ROKU. Później jeszcze tylko 5 egzaminów w maju i będzie po wszystkim. Oceny mam już częściowo wystawione a o resztę trzeba powalczyć. Może uda mi się dobić do czerwonego paska? Kto wie... W sumie byłoby fajnie zakończyć szkołę średnią z wyróżnieniem ... Jak na razie moje oceny są takie:

Język polski         5
Język angielski   
Język niemiecki      5
Chemia               4
PO                   5
PP                   6
Religia              6
Biologia             
Matematyka           4
Historia              
WOS                 
Geografia           
Fizyka               5
WOK                
Informatyka          6


Teraz pozostaje mi tylko powyciągać resztę ocen walcząc o nie zawzięcie do końca. Zaczynam się na poważnie zastanawiać nad studiami. Wiem wiem mówiłam kiedyś, że pójdę do szkoły pomaturalnej ale znalazłam na uczelni kierunek, który mi odpowiada, a przede wszystkim są zupełnie inne przedmioty niż na wszystkich państwowych uczelniach. Na KSW jest kierunek turystyka międzynarodowa, który niewątpliwie lepiej przygotowuje do zawodu, który chciałabym wykonywać niż turystyka np. na UJ gdzie większość przedmiotów wiąże sie z geografią... Po co mi  uczyć się astrologii na turystyce? Albo mikro-ekologii? Takich przedmiotów nie ma na KSW. Podoba mi sie również kierunek kulturoznastwo ale muszę się jeszcze zastanowić. Przemyśleć wszystko i dopiero zdecydować. 
To byłoby na tyle o szkole.

Z nowości nie ma nic ciekawego. Ogólnie to chyba jakieś chorubsko mnie bierze ale jestem dzielna i łykam po 6 rutinoscorbinów dziennie, żeby jakoś dochodzić do końca szkoły. Cała rodzinka kicha i parska zarazkami dookoła ale ja się nie dam. Maher ściął nareszcie włoski i wygląda jak prawdziwy facet, chociaż drocząc się ze mną stwierdził, że kiedyś w przyszłości na dzień naszego ślubu będzie miał długie włosy... W odwecie powiedziałam, że wtedy może sobie szukać innej kandydatki na żonę. :-D Wystarczy, że jedno z nas ma długie włosy czyli JA (!) W sumie to mam długie włosy ze względu na to, że podobają się Maherowi. W innym wypadku już dawno bym je obcięła bo na każdym kroku mam grzywkę w oczach...  Podsumowując ja się poświęcam, bo nie chcę mieć faceta z długimi włosami. W krótszych jest mu dużo lepiej i wygląda bardzo przystojnie :-D

Chciałam jednak napisać dzisiaj coś innego. Nie wiem jak to określić, ale chyba naprawdę jestem jakaś inna, dziwna, albo nie wiem już jaka. W związku z tematyką małżeńską na lekcjach religii dostaliśmy ostatnim razem formularz, który wypełnia się przed ślubem. W sumie przyda mi się wiedzieć gdzie będę miała się podpisać we wrześniu jako świadek na ślubie brata ale... No właśnie ale. Brat bierze ślub- O.K. Zaczęłam się jednak zastanawiać trochę głębiej nad ślubem. Owszem chciałabym kiedyś włożyć białą długą suknię i pójść szczęśliwie z facetem mojego życia do podpisania dokumentów, ale chyba nie koniecznie takiego formularza. Tutaj zaczynają się schody. Czytając pytania stwierdzam, że zaprzeczyłabym sama sobie odpowiadając na nie tylko po to, żeby wziąć ślub kościelny. Do pewnego momentu pewnie bym doszła w miarę szybko i odpowiadając nawet zgodnie ale jedno z ostatnich pytań chyba by mnie skreśliło. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby odpowiedzieć NIE na pytanie o możliwość rozejścia się osób w przypadku problemów i niemożności dogadania się od jakiegoś czasu. Ja odpowiedziałabym, że owszem można się rozejść bo to chyba lepsze wyjście niż męczyć się przez resztę życia :-/ Ale w momencie dania odpowiedzi TAK na to jakże normalne pytanie ksiądz przerywa w takim momencie wypełnianie formularza i dziękuje osobom zawierającym związek. Ślubu w takim wypadku być nie może. No więc w porządku mogę odpowiedzieć NIE ale i tak będzie to niezgodne z moimi zasadami. Tak więc idąc do spowiedzi przed ślubem przyznam się, że skłamałam w formularzu i tutaj znowu zostanie on odrzucony. Co robić w takim wypadku? A no jestem święcie przekonana, że wiele osób mówi NIE wcale tak nie myśląc, podczas spowiedzi zupełnie się do tego nie przyznaje czyli zataja grzech. Co jest więc gorsze? 
W takim wypadku doszłam do wniosku, że ja raczej poglądów nie zmienię, a co za tym idzie pozostaje mi tylko ślub cywilny. Cóż białą suknię też można włożyć na upartego idąc do urzędu cywilnego. Chociaż biały mnie nie kręci wolę ecri. Przyjęcie weselne też można zrobić i wybawić się do białego rana. Jak to dobrze, że moja rodzina jest tolerancyjna i akceptuje moje wszelkie dziwne pomysły. Wydaje mi się jednak, że nie do końca moje pomysły są dziwne. Po prostu trochę nad tym pomyślałam i doszłam do pewnych wniosków.  A teraz zastanawiam się nad poprawnością mojej oceny z religii... Mam celujący a ja tutaj wyrażam postawę antykościelną... :/