13 lipca 2010

Upałyyyyy i towarzysz :)...


 Kolejny weekend spędziliśmy w miły i przyjemny sposób. Byliśmy umówieni ze znajomymi na weekend u nich, więc w sobotę zaraz po pracy pojechaliśmy. Spakowani i przygotowani na zapowiadane upały marzyliśmy o wejściu do basenu z zimną wodą. Na szczęście na blokowisku, na którym mieszkają znajomi są też baseny, więc mogliśmy z nich skorzystać. W ten właśnie sposób spędziliśmy sobotnie popołudnie i praktycznie całą niedzielę. Maher pływał, pływał, pływał i grał w piłkę wodną albo siatkówkę, ale tak wygląda dla niego relaks. Ja dodatkowo nabierałam brązowych kolorków, co by nie wyróżniać się za bardzo stojąc przy tym moim mężu. Przy okazji rozmowom ze znajomymi nie było końca, bo wiadomo, że rozmowa na żywo, a przez Internet to inna sprawa. Po zamknięciu basenów w sobotę, szybki prysznic i wspólne spotkanie z kolejnym ze znajomych Mahera. Mały mixik od znajomych oczywiście towarzyszył nam przez cały czas nie odstępując nas na krok. Siedząc w knajpce zajadaliśmy pizzę, i panowie popijali sobie piwko. Niestety kobitki zostały przymuszone do abstynencji, jako, że ja w roli kierowcy pić nie mogłam, a znajoma, jako mamusia zajmująca się synkiem, też wolała nie ryzykować. Po powrocie do mieszkania wszyscy zmęczeni duchotą postanowiliśmy pójść spać, chociaż wcześniejsze plany były inne. Mimo wszystko duchota nie pozwalała zasnąć i tak przemęczyliśmy się przez całą noc drzemiąc troszeczkę. W niedzielę po śniadaniu spakowaliśmy ręczniki i wyruszyliśmy przez park na basen, żeby znaleźć sobie jakieś dobre miejsce przy wodzie i schłodzić ciało. Niestety niedziela minęła nam bardzo szybko i popołudniu trzeba było wracać do domu. Mamy jednak nadzieje, że nie był to nasz ostatni taki wypad w tym roku, i ze uda nam się to jeszcze powtórzyć…
A teraz powiem Wam, że denerwuje nas powolność działania południowców. Ja już przestaję się tym złościć, bo przy tych ostatnich upałach, to sama się jakoś wolniej ruszam i na nic nie mam ochoty. Chociaż może nie do końca na nic ochoty nie mam, bo najchętniej to bym spała całe popołudnie i jadła kostki lodu, zapominając o wszystkich obowiązkach. A oni? A oni takie temperatury mają przez ponad 7 miesięcy w roku i nie idzie do tego przyzwyczaić organizmu.
Może i u nas powinno się wprowadzać popołudniową sjestę w czasie takich upałów? Ja byłabym ZA!
A tutaj nasz mały towarzysz:
  

1 lipca 2010

Prace domowe i ogrodowo...


Upały, upały… A ja siedzę i męczę się z przeziębieniem od niedzieli. Katar cieknie z nosa, nie pozwala porządnie oddychać, chrypka coraz większa, a organizm zamiast walczyć to tak jakby się poddawał. Wraz z większym gorącem na dworze ja coraz bardziej słabnę i tylko mocna witamina C stawia mnie na chwilę na nogi. Mimo wszystko, kiedy taka pogoda, to ciężko się położyć, więc wczoraj zabrałam się za letnie- generalne porządki. Pomyłam kilka okien, ściany zostały obmiecione na wszelki wypadek, jakby gdzieś jakaś pajęczynka się zaczynała tworzyć, poodsuwałam meble, wymyłam podłogi, lampy, wytrzepałam dywany i padłam… Jednym słowem mama ma na swoim piętrze porządek, a nasz pokój nadal czeka… Mam jednak nadzieję, że zostanie ta pogoda na dłużej, i pozwoli mi dokończyć mycie okien w całym domu, kiedy tylko lepiej się poczuję. Dzisiaj za to czeka nas koszenie ogrodu, ale słońce musi przestać parzyć w głowę, zanim wyjdziemy na 4 godzinki chodzenia za kosiarką… Swoją drogą, to tyle roboty czeka w domu i na ogrodzie, że zastanawiam się czasami, po co to wszystko, skoro zaraz znów trzeba robić to samo… W kółko latamy po ogrodzie z nożyczkami, sekatorem, sierpem, łopatą, grabkami, a to wszystko ciągle rośnie i rośnie jakby na jakimś nawozie, co najmniej było… Lubię wyjść na ogród, czuć świeżo skoszone siano na sąsiedniej działce, oberwać poziomkę przechodzącą przez ogrodzenie od sąsiadów, zerwać jabłko z naszej jabłonki, wejść do lasu na ostrężyny, czy po prostu wraz ze znajomymi zrobić grilla na własnym ogrodzie wśród śmiechu biegających za piłką dzieci. Ciesze się, że nie mieszkamy w bloku, bo nie byłoby takiej swobody, z drugiej jednak strony, byłoby trochę więcej wolnego czasu, ale to nie wynagrodziłoby nam pięknej przyrody z każdej strony domu. 
A takie mamy widoki z naszych okien z pokoju na nasz ogród i najbliższą okolicę: