25 lutego 2008

Sabah el khir- dzień dobry

Właśnie uświadomiłam sobie, że chyba nikt nie wie dlaczego moje notki podpisywane są w ten a nie inny sposób. 
Kaśkuś to słowo utworzone przez Mahera w celu zdrobnienia mojego imienia. Dokładniej mówiąc teraz mówi Kaśkusia a czasami Kasia, ale najbardziej spodobało mu się to pierwsze. Nawet w jego telefonie widnieje właśnie w formie Kaśkusia tyle tylko, że w troszeczkę innej pisowni "Kachkucha"- trochę inaczej prawda? 

To byłoby na tyle z wyjaśniania pochodzenia mojego podpisu. Teraz w małym skrócie coś z mojego życia. Od ostatniego napisanego postu minęło trochę czasu, ale to dlatego, że nie jestem w stanie złapać tchu, a nie mówiąc o tym, żeby siedzieć i bazgrać na necie. Teorytycznie stan na dzisiejszy dzień określiłabym- TRYBEM AWARYJNYM, sytuacją niespodziewaną, która mam nadzieję potrwa tylko chwilę...? 
Czuję się zmęczona, niewyspana, spragniona ciepła pod każdym względem, zarówno tym pogodowym jak i bliskim mojemu sercu, zakłopotana i wiele innych tego typu określeń mogłabym tu jeszcze wypisać. Pojawia się coraz więcej problemów w moim życiu. Wiem, wiem, nikt nie mówił przecież, że wszystko w życiu jest łatwe, a już na pewno nie w dorosłym życiu. 
Nie mam czasu na jakąkolwiek powtórkę przed maturą, bo wszystkich zadań i klasówek na bieżąco jest tyle, że nic nie robię tylko siedzę w książkach i brak mi już sił. W przyszłym tygodniu próbna matura więc zobaczę jak mi pójdzie...
Chcę pojechać na wakacje, rzecz jasna do Tunezji, tyle tylko, że i z tym nie jest łatwo. W ubiegłym roku ceny wczasów były 4 razy niższe niż w tym. (Czy ktoś mógłby mi powiedzieć dlaczego?) Najtaniej można pojechać na przełomie maja i czerwca, tyle tylko, że trzeba byłoby znać już dokładny termin i zarezerwować sobie pobyt. Tutaj właśnie pojawia się problem, bo ja nie znam jeszcze terminów matury ustnej...Być może uda mi się wymusić to na dyrekcji. W sumie to chyba całkiem normalne, że ktoś chce coś zaplanować... 
Martwię się też o Mahera. Biedny w dalszym ciągu ma problemy z nerkami, nie ma kasy nawet na jedzenie, a ja też jestem już spłukana. Pracę rozpocznie dopiero w marcu, jeśli w dalszym ciągu będzie mógł pracować tam gdzie do tej pory. Tak więc czekamy do marca, żeby coś się dowiedzieć. Jest nam ciężko, w sumie to chyba bardziej niż było na początku. Teraz każda minuta jest wiecznością.... Chciałabym, żebyśmy mogli być już razem tak na stałe, bez rozstań. 
Na dzisiejszy stan rzeczy musi nam wystarczyć chwila rozmowy, co najwyżej wymiana kilku sms-ów :-( 
Ale, żebym nie zwariowała to są też i ciekawe momenty w moim życiu.
Dzisiaj wracając do domu z rodzicami dostałam do ręki kluczyki i usłyszałam, że mam pojechać. Trochę ze strachem, ale pojechałam. :-D 
W sumie to czułam się nawet dumna, że dostałam pozwolenie na prowadzenie akurat tego auta. (tak ogólnie rzecz biorąc to prawo jazdy odbieram dopiero we wtorek). Później siedziałam z rodzicami na ogrodzie i w pewnym momencie tata stwierdził, żebym brała jak najszybciej ślub z Maherem bo przyda mu się w końcu ktoś do pomocy w pracy. Z jednej strony wiem, że powiedział to trochę w żartach, bo pewnie nie na rękę by im było, gdybym w tym momencie chciała wziąść ślub. Z drugiej jednak strony wiem, że pomoc jest mu naprawdę potrzebna, bo już nie wyrabia, a brat się nie kwapi... Z innej jednak strony mogłam wtedy rozpocząć właśnie ten temat, że być może tylko ślub pozwoli Maherowi na przyjazd do Polski... W sumie to trochę sie boję reakcji rodziców. Wiem jednak, że przecież to ma być moja życiowa decyzja a nie ich... Zobaczymy jak to będzie w lecie... Miłej niedzieli dla Wszystkich.

12 lutego 2008

Chnowa taamel


Nie wiem jak mam określić mój dzisiejszy nastrój. Zdałam prawo jazdy, mimo, iż myślałam, że facet  mnie obleje. Za każdym razem o coś pytał, czy aby na pewno dobrze robię. Wymęczył mnie przez 1.5 godziny na mieście, ale udało się na szczęście.
Z drugiej strony po powrocie z Tunezji strasznie tęsknie i ciężko mi się na czymkolwiek skupić. W Tunezji było po prostu cudownie. Spędziliśmy wspólnie całe 2 tygodnie. Odwiedziliśmy jego rodziców i rodzeństwo, tak więc poznałam już rodzinę w całości. Maher zabrał mnie również do Tunisu, Sousse, Hamma-lif i innych miast. W ten o to sposób poznałam nie tylko rodzinę ale i trochę Tunezji. Hotel, w którym mieszkaliśmy znajdował się w najpiękniejszym miejscu Tunezji czyli mieście Yasmine-Hammamet. Nie wiem jak można opisać to miejsce słowami. Chyba się nie da. Niestety nie wszystko było tak kolorowe. Pojawiły się również pewne problemy. Maher w ciągu jednej z nocy dostał niespodziewany atak nerek. Ból był niesamowity a On biedny praktycznie chodził z tego powodu po ścianach,jeśli można to tak nazwać. Na następny dzień wylądował w szpitalu u specjalisty. Lekarz wypisał strasznie dużą ilość lekarstw, które nie podziałały. Dzisiaj Maher wylądował po raz kolejny w szpitalu z podobnym bólem i lekarstwa zostały zmienione. buuu  Jedynym problem są jednak pieniądze. Przecież to nie takie tanie,a On pracę zaczyna dopiero od marca… Co ja mogę zrobić. Nie potrafię patrzeć na cierpienie kogoś bliskiego mojemu sercu. Odsapnęłam po egzaminie i popędziłam do banku wysłać pieniądze na lekarstwa. Całe szczęście, że niewiele i miałam kasę, a On odda przy kolejnej okazji. 
Teraz zrobiłam sobie chwilową przerwę w nauce słówek z angielskiego,która mam nadzieję pozwoli mi na kontynuację. Tak więc skrótowo opisałam co u mnie. Jedyne czego zapomniałam dodać jest to, że całkiem sporo nauczyłam się mówić po arabsku a mój Maher po polsku. Jestem z niego naprawdę dumna. hehehe 

Ana hyb Maher. Twahachtek barcha.