1 kwietnia 2014

Codzienność...

Jesteśmy już po wszelkich remontach w domu i próbujemy doprowadzić wszystko do jakiegoś porządku. Z wiadomego powodu idzie nam to bardzo opornie. Tato pracuje, a ja z młodym wykorzystuję praktycznie każdą możliwą chwilę, żeby siedzieć na dworze, bo przecież żal nie wykorzystać takiej pięknej pogody. Amirek na spacerach jest cudownym dzieckiem, ale gdy tylko wracamy do domu, to zaczynają się istne cyrki... Jednym słowem będzie mała powsinoga :-) Skończył już 8 miesięcy, ma 6 ząbków ( ostatnie 4 wyszły w ciągu tygodnia, więc marudzenie było nieziemskie) sam siedzi, tworzy różne sylaby, i  z umiłowaniem powtarza TATA albo NIAM (to jedyne słówka, które używa wiedząc co chce). Uwielbia naszego nowego członka rodziny czyli szczeniaka, który dołączył do nas 3 tygodnie temu. I to by było na tyle. Może teraz uda mi się częściej coś skrobnąć, ale nic nie obiecuję. Lecę coś poprasować póki młody zalicza drzemkę na balkonie, a później zbieramy się już na spacerowanie. 







Miłgo dnia :-)


4 marca 2014

Misiu...



Pochłaniacz czasu :)  
Teraz mamy w domu remont i mieszkamy wszyscy na kupie, ale juz PO postaram się ogarnąć :)

23 grudnia 2013

Życzenia...

Kochani: 
Niestety mój wypełniacz czasu skutecznie uniemożliwia mi pisanie bloga, ale mam nadzieję, że kiedyś do tego wrócimy. Tymczasem wpadłąm, żeby złożyć Wam świąteczne życzenia. Tak więc: 

Zdrowych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, 
spędzonych w gronie najbliższych Wam osób, 
Spełnienia wszystkich marzeń, 
samych sukcesów w życiu osobistym i zawodowym, 
oraz wszystkiego czego tylko pragniecie :) 

Życzą: 
Kasia, Maher & Amirek :) 

10 sierpnia 2013

Razem...

30-stego lipca urodził się nasz synek AMIR. Ważył 4500 gram i miał 61 cm. Rodzice szczęśliwi i zakochani w swoim "małym" syneczku. 

Jestem sobie cały Tatuś. 

A tak słodko śpię mając 10 dni. 

Jesteśmy w domku od zeszłego piątku. Pomału się ogariamy. W czwartej dobie odpadł już pępuszek, więc spokojnie maleństwo śpi w ciągu dnia na brzuszku. Generalnie daje się nam wyspać w ciągu nocy robiąc sobie dość długie przerwy w jedzeniu. Do południa trochę marudzi, więc prawdopodobnie ma kolki, ale dajemy radę :) 

12 lipca 2013

Dwupak...

W dalszym ciągu jesteśmy w dwupaku, ale miejmy nadzieję, że faktycznie zostało już tylko kilka dni do końca. Pogoda jak na razie jest dla mnie sprzyjająca. Zdecydowanie wolę te chłodniejsze dni, kiedy mam czym oddychać... W upały, które nam niedawno towarzyszyły nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, żeby mi bylo "jakoś lepiej". Swoją drogą teraz też już nie wiem co mam ze sobą zrobić i jak mi będzie dobrze ( leżeć, siedzieć, stać chodzić...?...), ale przynajmniej nie odczuwam dziwnego "braku świeżego tlenu". Cierpię natomiast na bezmózgowie :P Gdybym nie zrobiła czegoś o czym myślę w danym momencie, to po chwili o połowie rzeczy bym nie pamiętała. Zdarza się, że mężowski przypomina mi nawet o zabraniu torebki przy wyjściu z domu. Fazę sprzątania mieszkania zdążyłam już przejść. Wysprzątałam wszystkie pomieszczenia na błysk, zostawiając jedynie łazienkę, żeby nie nawdychać się wszelkich środków chemicznych. W łazience musiał się wykazać Maher, ale dzielnie walczył w zeszłą sobotę i podołał zadaniu. Teraz już na prawdę pozostaje tylko czekac i odliczać dni, co powoduje u mnie masakryczne znudzenie.... Dla małego wszystko już gotowe- nasza sypialnia z łóżeczkiem jakaś taka pełniejsza i łądniejsza się zrobiła :)Torby do szpitala spakowane, imię wybrane i zaakceptowane przez wszystkich z rodziny i znajomych :) Z innej beczki napiszę jeszcze, że 2 sierpnia przylatuje do nas najmlodszy brat Mahera. W końcu dostał wizę i zostanie u nas do 8 września. Na całe szczęście nie trzeba będzie jeździc po niego do Warszawy, co daje nam gwarancję, że jego podróż nie skończy się jak pierwszy przylot Mahera do Polski :D Odbierzemy Młodego prosto z lotniska w Krakowie, więc możemy nawet obserwować przez ineternet czy samolot już wylądował i dopiero wyjeżdzać z domu. Mam nadzieję, że jakoś to wszystko ogarnę po wyjściu ze szpitala, bo nowości będzie całkiem sporo. 

2 czerwca 2013

Niedzielnie/czerwcowo...

Mało mnie tutaj, oj mało...Ale jak to ostatnio bywa nie potrafię się skoncentrować na pisaniu. Więcej jestem na FB jak gdziekolwiek indziej. Część z Was wie dlaczego tak to wygląda inni dopiero się dowiedzą. Ci bardziej spostrzegawczy już coś zauważyli... 

Kwiecień przeleciał nam przez palce, że nawet się nie obejrzeliśmy a już było blisko weekendu majowego. Niestety pogoda średnio nam dopisuje w tym roku, ale udało się już wykorzystać parę ciepłych dni i kilka razy zrobić grilla. Mężowski mój pracuje całymi dniami, gdyż dorwał kolejną pracę dodatkową i w zasadzie widujemy się tylko wieczorami albo nocą. Póki co nie chcę interweniować, ale mam nadzieję, że niedługo zmieni swój tryb życia i przystopuje z harowaniem po 16 h dziennie. 

Udało się nam w tym roku zaliczyć cyrk z moim bratankiem i jego przyjacielem. Chłopaki oczywiście zachwycone a i Maher był oczarowany, bo pierwszy raz w życiu był w cyrku. Wycieczka oczywiście do tanich nie należała, ale raz na jakiś czas można sobie pozwolić na swobodny "wypływ" gotówki dla przyjemności. Ale oprócz grillowania, cyrku, wypadu do galerii czy innych przyjemności był tez mój 4 dniowy szpital. Oj przymusowe leżenie plackiem to dla mnie katorga w momencie kiedy nadal dokucza moja rwa kulszowa, ale jakoś przeżyłam. Była kroplówka, nieprzespane nocki, ale wszystko się uspokoiło i teraz mam się wylegiwać w domu. Skoro przykaz taki dostałam, to staram sie do tego stosować, ale wiadomo, że nie wyleżę całymi dniami i nocami... Jak pogoda jest to siedzę na dworze i czytam książki, bądź rozwiązuję kolejną książeczkę sudoku... Tak się w niego wkręciłam, że już nawet te piekielnie trudne są dziwnie banalne... W pochmurne i deszczowe dni siedzę niestety w domu i zanudzam się całkowicie marząc, żeby móc już coś "czynnego" porobić. Jako, że mężowski pracuje całymi dniami, to ja nawet obiadów nie gotuję, bo albo zjadam u rodziców, albo chłopina przynosi mi z restauracji i w następny dzień sobie odgrzewam. Niektórzy twierdzą, że mam teraz "życie jak w Madrycie" , ale takie lenistwo jest na prawdę mega męczące psychicznie... I to by było na tyle. Nie będę obiecywać, że zacznę pisać częściej, ale naskrobałam te parę słów, bo coraz więcej maili dostawałam z pytaniami, czy w ogóle żyjemy :P

 Miłej niedzieli kochani.

30 marca 2013

Świątecznie...

Niestety ostatnimi czasy zaniedbuje ten mój blog, ale jakoś nie mam ani weny do pisania, ani specjalnie tematów... Zrobiłam się masakrycznie leniwa i większość wolnego czasu najchętniej bym przeleżała myśląc o niebieskich migdałach :P Rok ten jest dla nas wyjątkowo mało łaskawy i od samego jego początku wloką się za nami choróbska. Teraz jest już może lepiej, ale wcześniejsza choroba skończyła się u mnie antybiotykiem w 20 zastrzykach i tak jeden z nich został źle wbity i uszkodził nerw kulszowy. Ból niesamowity od 6 lutego towarzyszy mi do dzisiaj...Mam nadzieję, że w końcu to minie...Pogoda działa na mój humor jeszcze gorzej, a kolejne opady śniegu powodują taki nerw, że mam ochotę zacząć krzyczeć :P
 Ale nie o tym dzisiaj. Dzisiaj wpadłam tutaj, żeby złożyć wszystkim bywalcom życzenia, tak więc: 


Niech czas wielkanocny utrzyma w mocy nasze marzenia
by wszystkie życzenia okazały się do spełnienia
i aby nie zabrakło nam wzajemnej życzliwości
abyśmy przez życie kroczyli w ludzkiej godności
i niech symbol boskiego odrodzenia
był i dla nas celem do spełnienia. 


Wesołych świąt.
Kasia & Maher