27 marca 2009

Urzędy...


Dawno tutaj nie pisałam, ale nie miałam za bardzo czasu. Teraz na chwilę się uwolniłam od Mahera, bo poszedł na basen, więc mam troszkę czasu i mogę tutaj naskrobać.
W zasadzie nawet nie dałam znać, że Maher doleciał szczęśliwie i bez zbędnych niespodzianek. Czekałam na niego na lotnisku w Warszawie, samolot z Rzymu miał 20 minutowe opóźnienie, więc nie było to nic strasznego. Widziałam przez przyciemnianą szybę wychodzących ludzi, którzy przylecieli z Włoch. W końcu zobaczyłam też Mahera, ale ten nagle zniknął mi z oczu. Za chwile znów go zobaczyłam, ale już trochę rozebranego przechodzącego do innego pomieszczenia. Kontrola osobista się temu mojemu szczęściarzowi przytrafiła. Tak się zirytował, że się celnika po arabsku zapytał czy majtki też ma ściągać… Wredny celnik jeszcze wypytywał czy bilet do Krakowa ma, ale Maher spokojnie wyjaśnił, że na niego czekam i wracamy do Krakowa pociągiem. Rodzice czekali na nas na dworcu i przywieźli nas padniętych po podróży do domu. Szybka kąpiel i błogi sen.
Kolejne 2 tygodnie mijały nam na bieganiu po urzędach i załatwianiu różnych papierków. Tłumacz przysięgli, ambasada tunezyjska w warszawie itp. Swoją drogą przez tą warszawę nabawiłam się zapalenia oskrzeli, ale cel został osiągnięty, więc nawet choroba nie straszna. Oczywiście bez pomyłek w papierach się nie obyło, więc rodzinka w Tunezji się musiała zmobilizować i przesłać nam papier. Zarówno ja jak i Maher byliśmy w szoku kiedy to otrzymaliśmy papier po niespełna 2 dniach od naszego telefonu. Nawet cena przesłania tego dokumentu w tak szybkim tempie im nie przeszkodziła.
Złożyliśmy potrzebne dokumenty do KCP i teraz czekamy na jakieś wezwania na rozmowy i tym podobne. W każdym bądź razie jeżeli się z tym wszystkim nie wyrobią do 20 maja, to będzie przedłużenie wizy aż do momentu wydania decyzji.
Złożyliśmy też inne dokumenty, w zupełnie innym urzędzie, gdzie był nam potrzebny tłumacz przysięgły, ale Maher sam radził sobie bardzo dobrze po Polsku. Odwiedziliśmy też kolegę złotnika… Już wiecie jakie papiery złożyliśmy???
Nasz szczęśliwy dzień będzie 16 maja 2009 roku
Poradziliśmy sobie z urzędami w Tunezji, teraz zaczynamy walkę z krakowskimi. Mam nadzieję, że będą równie przychylne. Generalnie podsumowaliśmy naszą walkę o bycie razem tak:
„W większości związków na samym początku jest z górki, my mamy od samego początku pod górkę i to bardzo stromą, dlatego nasze późniejsze problemy nie będą nas już tak przerażać jak będzie się działo w tych różowych na początku związkach”

10 marca 2009

Filozofia...


Pierwszy weekend na uczelni z zajęciami z drugiego semestru już za mną. Generalnie jak do tej pory nie jest źle, choć przerażają mnie niektóre przedmioty. Po wczorajszej filozofii tak strasznie bolała mnie głowa, że po powrocie do domu padłam na łóżko i zasnęłam kamiennym snem, co naprawdę rzadko mi się zdarza. Dziękujemy Bogu, że były tylko 3 godziny filozofii a nieplanowych 5, bo chyba byśmy wszyscy umarli włącznie z wykładowcą.
-Może pani powtórzyć?
-Nie mogę, bo tworzę. Nie wiem, co powiedziałam. Czy ktoś mógłby powtórzyć dla kolegi?
[cisza na sali, wszystkim jest niewygodnie, bo nogi merdają nam w powietrzu. Dziwnie wyprofilowane krzesła, że siedzimy na nich jakoś poskręcani]
-Nie mogę, no nie mogę, rozpraszacie mnie. Najlepiej się nie ruszajcie…
[Nie ruszamy się, siedzimy cicho, nic nie rozumiemy, nie jesteśmy w stanie nic zanotować, wyciągamy książki-może chociaż czytanie wytrąci nas z tego cholernego transu]
- Oooo nareszcie czujecie ten klimat, czuję że wy czujecie.Widzicie jak dobrze nam poszło. Szybko wczuliście się w klimat.
[ No nie da się… Nie da się po prostu. Kobieta na bank jest w jakiejś sekcie, albo chociażby nawiedzona. Kręciło się nam w głowach po tej cholernej filozofii. Boże, co za pajac wymyślił 5-godzinne wykłady z filozofii z człowiekiem co własnej myśli sformułować nie potrafi… Już się boję kolejnego wykładu z tą kobietą i nie jestem jedyna podszyta strachem]

Jutro czeka mnie wycieczka do Warszawy. Trasę dworzec centralny-lotnisko mam opanowaną do perfekcji. Mam nadzieję, że wszystko będzie planowo i w samo południe zobaczę Mahera… Później trasa lotnisko-dworzec i będziemy sobie jechać do domu. Wizja 72 dni razem napawa nas szczęściem i spokojem. Nie będzie kolejnego rozstania po 2 tygodniach razem, aczkolwiek po takim czasie będzie ono mogło być bardziej bolesne. Czuję jak bije moje serce i mam wrażenie, że za chwilę wyskoczy, a przecież Maher przylatuje dopiero jutro. Nie wiem co to za dziwne bicie serca. Czy już ze szczęścia, a może ze strachu by nie było żadnych niespodzianek, tak jak poprzednim razem…
Co do odwiedzania Waszych blogów, to jestem na bieżąco z czytaniem wszystkich notek jednak czasu na komentowanie zabrakło. Wcześniejszym zjadaczem mojego czasu była sesja, a teraz przyjedzie Maher. Mimo wszystko obiecuję się poprawić. Już teraz uciekam do Waszych zapisków i postaram się coś skomentować.

3 marca 2009

Wiza...


wiza wiza wiza wiza wiza
Drodzy czytelnicy,
Nie chciałam pisać wcześniej żeby nie zapeszać, ale teraz już napiszę. Po dwutygodniowym okresie oczekiwania Maher dostał wizę i już za tydzień będzie ze mną. Jeszcze do mnie to nie dochodzi, ale emocje są niesamowite.  Co najmniej 72 dni będziemy razem a to już będzie naprawdę sporo.
Teraz uciekam piec tacie tort na 50-te urodziny, bo na imieniny to zięć mu będzie piekł.
Co do egzaminów z dnia 21 lutego, to jeden wiem, że mam zdany na 5 a wyniki z drugiego będą dopiero koło piątku. Jeszcze jeden pisałam w ten weekend i mam nadzieję, że moje totolotkowe strzelanie pomogło. Zobaczymy w niedziele. Jeśli te egzaminy, które już pisałam będę mieć zdane, to zostanie mi jeszcze tylko jeden…