27 kwietnia 2010

Krótka relacja/sprawozdanie...

Myślę, ze nie mogę zacząć tej notki inaczej, jak tylko powiedzieć przepraszam za brak mojej obecności na blogu...
Niestety ostatnio coraz  mniej czasu poświęcam internetowi, a jak już planuję, że coś napiszę tutaj, to pojawiają się nieplanowane okoliczności.
Zaraz po świętach rodzice zabrali nas na tydzień do Tunezji, gdyż chcieli poznać moich teściów. W związku z tym tydzień poświąteczny był trochę zwariowany, bo trzeba było wszystkie sprawy zakończyć przed wyjazdem. Musieliśmy skompletować wszystkie dokumenty, do kolejnej karty czasowego pobytu Mahera, bo jakby coś nagle wypadło, to po wyjeździe mogłoby być już za późno i byłyby w przyszłości problemy z karta stałego pobytu. Dzień przed wyjazdem dokumenty zlożone, lekarze pozałatwiani, torby spakowane. 9 kwietnia polecieliśmy razem z rodzicami do Tunezji.Wszyscy oczywiście pozytywnie nastawieni, bo nic nie zapowiadało, że nasz pobyt nie skończy się planowo po tygodniu. -pobyt przebiegał zgodnie z planem.Wyjeżdżając z hotelu w dniu planowego wyjazdu wiedzieliśmy już, że chwilę wcześniej wybuchł wulkan, przez co lotniska w zachodniej Polsce mają być zamknięte, ale Katowice jeszcze funkcjonowały... Niestety nie wylecieliśmy, a jedynie spędziliśmy ponad 12 godzin na lotnisku, w tym 3 godziny w samolocie, żeby linie lotnicze nie musiały płacić kary. Następnie biuro podróży zorganizowało nam wyjście z lotniska i przejazd do jednego z hoteli i kolejne oczekiwanie na decyzje w naszej sprawie. W ten sposób kolejne 6 godzin spędzamy na sofach w recepcji hotelowej, dostajemy normalny obiad i wodę oraz 4 pokoje do dyspozycji całej 49 osobowej grupy. O godzinie 18-stej wiemy już na pewno, że tego dnia nie wylecimy i wszyscy dostają swoje pokoje. Biuro zapewnia nam spanie, i opcje HB w hotelu, aż do momentu kiedy wyjedziemy, a szef hotelu dorzuca od siebie opcję all inclusive, więc wszyscy jesteśmy zaopaskowani. Tym oto sposobem jesteśmy jak ptaszki w złotej klatce, mamy wszystko, ale utknęliśmy w pewnym miejscu. Codziennie kilka spotkań z rezydentką, żeby dowiedzieć się jakichś nowości w naszej sprawie- oczywiście wszyscy spragnieni informacji o jakimś wylocie. Pojawia się informacja, że za 15 minut możliwy wyjazd na lotnisko i lot przez Djerbę do Pragi, później już dalsza podróż na własną rękę, ale nie jest pewne czy dolecimy do Pragi, czy utkniemy na Djerbie i już tam zostaniemy zdani na własną kieszeń. Jedynie 6 osób decyduje się wybrać tę opcję, my wraz z resztą zostajemy. Na następny dzień ma przylecieć grupa Polaków z Warszawy, a my odlecieć tym samolotem. Jeśli nie przylecą, my nie odlecimy. Pomimo, że lotniska zaczęły już normalnie funkcjonować od tego dnia, to nie ma dla nas samolotu. Na szczęście chwilę później przychodzi informacja, że owszem Warszawa przyleci, ale planowo przylecą też Katowice, więc możemy wrócić normalnie w piątek jak przylatywaliśmy. Wybieramy oczywiście opcję piątkową i dopiero ostatni dzień czyli czwartek 22-kwietnia spędzamy bez nerwów i wątpliwości. W piątek wylatujemy z Tunezji z dwu-godzinnym opóźnieniem w związku z chmurą wulkaniczną, ale spokojnie dolatujemy do Polski... Teraz jesteśmy już w domu, wszystko wraca powoli do normy,  a my z całego serca dziękujemy biurze podróży Exim Tour, które zajęło się nami w perfekcyjny sposób,oraz rezydentce Pani Karolinie, które matkowała Nam przez cały tydzień i stała za nami murem. Śmiało możemy polecać to biuro innym klientom i sami będziemy korzystać w przyszłości z ich oferty, wiedząc że nic złego się nam nie stanie. Szczerze możemy też polecać hotele sieci Prima Life, a w szczególności Hotel Prima Life Skanes, które w medalowy sposób zapewniło nam zakwaterowanie, wyżywienie i wszelkie inne atrakcje. Hotel ten zdecydowanie nadaje się też dla rodzin z dziećmi, gdyż specjalnie szkoleni animatorzy zapewniają dzieciakom w każdym wieku całodniową,  profesjonalną opiekę i atrakcje, niezależnie od pogody. Dziękujemy też pięknemu, gorącemu Tunezyjskiemu słoneczku, które rozpieszczało nas swoimi promieniami w dodatkowym dla nas tygodniu, jak również w planowanym terminie urlopu.
Tak oto optymistycznie kończę dzisiejsza notkę, idę popytać o jakiegoś tłumacza dla Mahera na piątkowe przesłuchanie, a dokładniejsza relacja z pobytu w Tunezji pojawi się niebawem. Myślę, że znajdę trochę czasu w długi weekend, żeby napisać coś więcej o Tunezji i przesłuchaniu do karty, bo mąż mój już od czwartku po skończonej pracy z tatą zaczyna pracę popołudniową przy obsłudze kolacji, później w sobotę wesele, w niedziele komunia i miejmy nadzieję, że w późniejszych terminach też będzie potrzebny. Niech robi to, co go cieszy... (trzymajcie kciuki, żeby w końcu znalazł coś w swoim zawodzie na stałe)

P.S Chciałam dodać jeszcze jedno: Wcześniej oglądając TV, czy też słuchając radia i słysząc o ludziach koczujących na lotniskach, czy tych którzy gdzieś tam utknęli, nie sądziliśmy, że nas też to może spotkać.