29 września 2010

Powrót...

Wróciliśmy cali i zdrowi w nocy z czwartku na piątek. Ciężko nam się wbić ponownie w nasza polską, szarą rzeczywistość. Pogoda nas przeraża i z chęcią posiedzielibyśmy jeszcze w Tunezji, gdzie codziennie rozpieszczało nas słoneczko i temperatura powyżej 30 stopni. Nie mieliśmy czasu na nudę, ciągle byliśmy w biegu i zaliczyliśmy więcej niż było planowane. Nie odczuliśmy w ogóle, że minęły 2 tygodnie i z wielkim żalem trzeba było pakować walizki. Mam nadzieję, że niedługo znajdę troszkę więcej czasu i co nieco wam opiszę. Swoją drogą dziękujemy Bogu, że nie zakupiliśmy biletów w Selectours, bo kto wie, czy musielibyśmy wracać wcześniej, czy może na własny koszt…

1 września 2010

Deszczowo-wrześniowo...


Czy ktoś ma jakiś sposób na zebranie się do pisania?
Ja niestety od dłuższego czasu, pomimo chęci i pomysłów na kolejne notki, nie potrafię się zebrać, żeby coś skrobnąć. Niby nic nowego się nie dzieje, ale jest wiele tematów, które mogłabym poruszyć, a niedługo przybędzie mi kilka kolejnych. Mam nadzieję, że w niedalekim czasie minie mi moja apatia do świata wirtualnego i moje notki zagoszczą częściej na blogu.
Póki, co, to zastanawiam się czy ten deszcz i wszędobylska woda nie odpuszczą nam w tym roku? To są jakieś anomalia. Zaczęliśmy rok od wielgachnych mrozów (problemy z pociągami po powrocie z Tunezji), przeszliśmy przez fury śniegu, który nie chciał stopnieć, następnie ten cały wulkan, którego nazwy wymówić nie potrafię (wstrzymanie lotów, brak możliwości powrotu z Tunezji), a później deszcz, deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz, który nie chce nam odpuścić i tłucze się do wszystkich okien- a nóż ktoś go wpuści odpuszczając sobie marzenia o ciepłym lecie… Przecież ten jeden tydzień upałów, który u nas gościł w lipcu, to nawet nie pomógł w osuszeniu gruntu. Kolejny raz poziom wód się podnosi, kolejny raz straż wyjeżdża do pompowania wody, a tu ciągle leje. Strach się bać jak ten rok się może skończyć…
A teraz z innej beczki. Zakupiliśmy bilety i 9.09 Lecimy na święta do Tunezji. Wylot z Krakowa o 16 został niestety zmieniony, na 23: 40, co pokrzyżowało nam trochę plany. Miejmy nadzieję, że kolega odbierze nas z lotniska o barbarzyńskiej porze – 2 w nocy pierwszego dnia świąt, jak również, że kobieta, która ma nam wynająć mieszkanie, nie wyjedzie gdzieś na święta, bo inaczej będziemy skazani zawitać u teściów bardzo wcześnie rano… Po raz pierwszy będę miała możliwość uczestniczyć w świętach, więc z chęcią po powrocie podzielę się wrażeniami. Będzie też przed oficjalne proszenie o rękę dziewczyny brata i ustalanie terminu oficjalnych zaręczyn, więc kolejna okazja, która nie obejdzie się bez opisania jej później. Będą też urodziny przyjaciela, moje urodziny, wesele kuzyna i kto wie, co jeszcze, więc zapowiada się ciekawie i na nudę narzekać nie będziemy.
Co do samego wyjazdu, to zdecydowaliśmy się na same bilety, bo były w rewelacyjnej cenie, a z hotelu i tak przeważnie korzystamy tylko ze spania, więc szkoda przepłacać. Chcemy wynająć mieszkanie, żeby mieć trochę prywatności, ale jak się to skończy, to nie wiem, bo teściowa już teraz jęczy, że przecież jest gdzie mieszkać, ale na razie nie warto się tym stresować. Będziemy na miejscu, to wszystko się wtedy okaże, co i jak zrobimy.
Przed wyjazdem czeka nas też mała impreza rodzinna, bo bratanek 9.09 kończy swój pierwszy roczek, więc będzie torcik, prezenty i piszczące dzieciaki.
A ja się pochwalę, że dostałam przedwcześnie prezent urodzinowy od mojego męża i wygląda on tak: