5 sierpnia 2010

Monotonia i trochę o języku....


Jak zwykle dość długa przerwa w pisaniu, ale przecież nie będę codziennie pisać jak to Maher pracuje, albo ja gotuję obiad. Generalnie życie biegnie nam dość monotonnym torem, a jedyną rozrywką staja się zakupy kolejnych ciuchów dla nas, bądź na wysyłkę do Tunezji.
Zapowiadał się nam miły i przyjemny weekend u znajomych, jednak plany uległy zmianie i Maher idzie obsługiwać imprezę. Przyszły tydzień natomiast mamy cały dla siebie, bo rodzice wyjeżdżają nad morze. Mimo wszystko nie do końca możemy wykorzystać wolny czas tak, jak chcemy, bo trzeba zrobić prace renowacyjne na ogrodzie. Malowanie ogrodzenia itp., czyli to, co tygryski lubią najbardziej, o czym już kiedyś pisałam.
Maher coraz więcej mówi po polsku, czym bardzo często mnie zaskakuje. Ja wysilam mózg, żeby przypomnieć sobie jak dane słowo jest po angielsku, po czym on mówi mi go po polsku. Znalazłam jednak słowo, którego nie wymówi –EŁK (miasto). Oczywiście jakieś tam łamacze języka, to mu nie każe wymawiać, bo i po co. Raczej nie będzie potrzebował mówić chrząszcz brzmi w trzcinie, czy coś na tą nutę. Zastanawiam się też, czy bratanek nie jest powodem, dla którego Maher zaczął mówić więcej w naszym języku. Stara się jak może, żeby do małego mówić po polsku, a słowo „słyszysz” wymawiane przez niego z takim przejęciem powala na kolana. Teraz po prostu wujek z Olkiem chodzą wszędzie razem, i Maher ciągle małemu powtarza „słyszysz? –kot”, „słyszysz? -mucha bzzzz”, „zobacz! –dziadek jedzie, brum brum”. Mówię Wam wygląda to czasami komicznie, ale maluch cieszy się niesamowicie. Może uda mi się kiedyś chłopaków nakręcić to wam pokaże, jak razem szaleją i jak ze sobą „gadają”.
A teraz lecę zajrzeć na wasze blogi. Co prawda odwiedzam je praktycznie codziennie i z notkami jestem raczej na bieżąco, ale nie zawsze mam już czas na zostawienie komentarza, co mam nadzieję zostanie mi wybaczone.