3 października 2010

Urodzinowo...


Zanim zacznę opisywać wrażenia z pobytu w Tunezji, to najpierw upamiętnię wczorajszy dzień, czyli 30-ste urodziny męża. Zaplanowana była całkowita niespodzianka i tak też było. Niestety w tym roku nie udało mi się oryginalnie zapakować prezentu, tylko i wyłącznie, dlatego, że byłby zbyt duży i za bardzo widoczny ( W planie było zrobienie wielkiej butelki ballantines, w której miały się zmieścić alkohol i słodycze- strasznie żałuję, że nie zrobiłam, ale niestety nie byłoby wtedy niespodzianki). Piętnaście minut przed umówioną ze wszystkimi godziną poinformowałam Mahera o zbliżającej się niespodziance, żeby chociaż zdążył wziąć szybki prysznic i jako tako się ubrać… Był tort, świeczki, prezenty i uśmiech na twarzy solenizanta, co chyba znaczyło, że urodziny były udane. A teraz sami zobaczcie kolejną ulubioną rzecz Mahera zaraz po piłce nożnej (była w tamtym roku tematem przewodnim na urodzinach):
TORCIK:
  
PREZENTY:
  
Sto lat Kochanie! 
(musi wystarczyć do przyszłych urodzin) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz