10 października 2010

Relacja cz. II - pierwszy dzień świąt...


Położyliśmy się do łóżka około 5 rano. Moje zmęczenie wzięło za wygraną i po zamknięciu powiek czułam jak odpływam. Sen był jednak płytki, bo słyszałam dosłownie wszystko, co działo się na zewnątrz, a działo się nie mało. Maher nie mógł jednak zasnąć ciągle sprawdzając, czy ktoś nie kręci się wokół auta, jak również jęcząc, że w tym mieszkaniu, to on z żoną nie zostanie. Uwierzcie mi, że o tej 5-tej rano byłoby mi naprawdę wszystko jedno gdzie jestem, byleby tylko mieć głowę na poduszce. Mąż jednak nie dał mi długo pospać w akompaniamencie śpiewających mężczyzn chodzących po ulicach. Śpiewali naprawdę pięknie, bo pomimo braku zrozumienia dostawałam ciarki na całym ciele jak tylko słyszałam ich niskie głosy. Zdołałam poleżeć do 6 rano ( „tak słodko spałaś, że wcześniej nie chciałem Cię budzić”- yyyy no tak, przecież mogłam pospać ze 20 minut, więc nic tylko się cieszyć, że miałam 1 godzinę na odpoczynek!  hehe ) i trzeba się było zbierać, skoro Maher postanowił nie zostawać w tym miejscu ani chwili dłużej. Trzeba było jednak zaliczyć toaletę, która to przesądziła o przeprowadzce. Nie uśmiechało mi się biegać do toalety, która znajdowała się poza mieszkaniem, więc za każdym razem trzeba byłoby coś na siebie narzucać, by sąsiedzi przypadkiem kawałka ciała nie zobaczyli… nie powiem 
Parę minut po szóstej byliśmy już ponownie zapakowani do auta, więc wyruszyliśmy w odwiedziny do brata. Sugeruję, że nikt nie spodziewał się nas o tak barbarzyńskiej porze, jednak brat wykazał się wyrozumiałością i dość szybko był gotowy do drogi do domu.  ziew 
W domu oczywiście też nikt nie spodziewał się, że przyjedziemy z rana, ale zaraz znaleźli się chętni tragarze do wtaszczenia naszego bagażu. Po chwili było też gotowe śniadanie, więc wszyscy razem zjedliśmy posiłek. -Wyjęty z pieca chlebek kukurydziany z masłem, dżemem, jajkiem lub serem. Do tego słodki „budyń”-asida, oraz fura różnych owoców i gorące kakao do popicia. Jednym słowem prawdziwa uczta, bo z reguły śniadania u rodziców nie należą do wystawnych. Po śniadaniu zostały przyniesione przeróżne ciasteczka, które były wyrabiane już kilka dni wcześniej i do tego tradycyjnie parzona, czarna kawa (kahła). kawa  
Ciasteczka są robione w domu, jednak po przygotowaniu zawożone są do piekarni i tam wypiekane. Kobiety z jednej okolicy robią słodkości wspólnie, przy czym każda wykonuje swój rodzaj ciasteczek, a później się nimi dzielą. W ten sposób każda z rodzin mieszkających w pobliżu ma różne rodzaje ciastek. Zaraz po śniadaniu zaczęli się schodzić sąsiedzi i rodzina, bo taka jest tradycja, że wszyscy się wzajemnie odwiedzają. Oczywiście każdy, kto przychodzi, to przynosi trochę ciasteczek, czasami też jakiś napój typu gazuza, czyli Fanta, Sprite, Cola itp. (Po pierwszym dniu nie mogłam już patrzeć na te ciasteczka, i ukradkiem chowałam do woreczka w torebce). Oczywiście najbardziej ze świąt cieszą się dzieciaki, bo one są z tej okazji obdarowywane prezentami. prezent 
Praktycznie każde dziecko ma na święta nowe ubranie, jakąś zabawkę i słodycze, rzadziej jednak pieniądze, ale taki podarunek też się zdarza. Opowieściom o „cudach” Europy nie było końca. Jak zwykle każdy miał mnóstwo pytań, na które oczekiwał odpowiedzi. Ja również starałam się udzielać odpowiedzi na zadawane mi pytania. Było to momentami komicznie, jednak mój kaleczony arabski został tym razem pochwalony  przez wiele osób. Tak, więc pól dnia przeleciało nam na samych rozmowach i witaniu się z kolejnymi odwiedzającymi, życzeniach Aid Mabrouk, aż w końcu przyszedł czas na kolejny posiłek.  
Obiad nie był niczym specjalnym, jednak posiłek musiał być przygotowany dla większej ilości osób, bo przecież nie wiadomo ile osób będzie w domu w czasie jego spożywania. Tym razem machnęliśmy łyżką tylko kilka razy i w końcu trzeba było opuścić wszystkich gości, bo zmęczenie nie dawało o sobie zapomnieć. Panujący upał nie pozwalał jednak zasnąć, więc przenieśliśmy się na zimną posadzkę mieszkania, i na pustym materacu zasnęliśmy kamiennym snem, nie słysząc żadnych rozmów. Obudziliśmy się pod wieczór, posiedzieliśmy chwilę z kolejnymi gośćmi, przyszły kolejne dzieciaki, żeby poprzyklejać się trochę do cioci i wujka „Z EUROPY!”, oraz odebrać swoją porcję czekolady, ciasteczek czy czegokolwiek słodkiego (ważne, że z Europy!). Wieczorny posiłek podobnie jak śniadanie był już bardziej wystawny i składał się z większej ilości potraw. Był kuskus z baraniną, było spaghetti z kurczakiem, zupa rybna, brik, sałatka ze świeżych warzyw, sałatka z grillowanej papryki no i oczywiście chleb, tym razem ze zwykłej mąki z dodatkiem czarnuszki. Na deser owoce i góra ciasteczek  ble  . Po kolacji herbata z orzeszkami piniowymi lub listkiem mięty.
Następnie zwabieni głośnym jodłowaniem kobiet oraz klaksonem samochodów udaliśmy się na zaręczyny jednej z kuzynek mieszkającej w pobliżu…
Podsumowując pierwszy dzień świąt:
-Więcej nie spojrzę na świąteczne ciasteczka!
-Następnym razem wezmę pełną walizkę słodyczy, bo tym razem brakło ich stanowczo za szybko! (mieliśmy 30 czekolad, kilka paczek ciastek, kilka paczek małych batoników i całą paczkę owocowych gum orbit -rozdzieliliśmy pojedynczo po batoniku i paczce gum- 10 drażetek)Walizka przyda się przy zapakowaniu wszelkich prezentów na powrót (W dalszym ciągu dostaję jakieś prezenciki od nowo poznanych członków rodziny: dzbanuszki, flakoniki, perfumy, Fantę, Ciasteczka  ble ...)
-Dla wielu dzieciaków nadal jestem niemałą atrakcją!(oczywiście dla tych, które jeszcze nie miały okazji mnie widzieć wcześniej) Dotykają moich paznokci, włosów, a z wrażenia stwierdzają, że jestem brązowa!  hehehe 
-Posiłki u teściów najlepsze są w święta!
-Kocham tą atmosferę rodziną! 

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz