11 grudnia 2008

Realia życia w Tunezji ( na podstawie rodziny Mahera)


Rodzina Mahera mieszka w „górskiej” miejscowości, a raczej mieścinie zwanej Kharez. Owa wioska znajduje się w pobliżu Czerwonego Miasta-Korby, którego to nazwa pochodzi od czerwonej papryczki chili uprawianej przez mieszkańców.
Dom rodzinny Mahera to jednopoziomowe mieszkanie zbudowane na polu w kształcie kwadratu. W sumie znajdują się tam 4 pokoje, kuchnia i coś w rodzaju spiżarki. Pomieszczenia te są umieszczone w taki sposób, że w raz z murem z jednej strony tworzą zamkniętą przestrzeń- tzw. „dziedziniec”. Do niedawna w jednym z pokoi mieszkała tylko babcia Mahera. Po jej śmierci nie wiem, czy ktoś zajął ten pokój, czy może stoi jeszcze pusty. Wchodziło się tam jedynie chcąc spędzić trochę czasu z babcią, przynieść jej coś do jedzenia, bądź wziąć jakiś potrzebny garnek czy miskę, które stały w tym pokoju na jednej z betonowych półek. Babcia miała do dyspozycji jeden materac położony na dywanie, który przykrywał gołą betonową podłogę i miał za zadanie, chociaż trochę chronić przed zimnem. Tylko i wyłącznie w jednym pokoju widziałam łóżko-duże 2-osobowe, pomalowane na niebiesko, jak większość rzeczy w Tunezji. W pokoju tym znajdowała się również lodówka, wyglądająca zupełnie przyzwoicie i nawet całkiem nieźle zaopatrzona-przynajmniej latem sprawiała takie wrażenie, bo było w niej dużo jogurtów i owoców, jak również pełno butelek po wodzie mineralnej z dolewaną do nich „kranówą”. Obecnie na łóżku tym śpi jeden z braci, przynajmniej tak zostałam poinformowana.
Kolejne 2 pokoje są mniej więcej tej samej wielkości i wyglądają bardzo podobnie. Jeden ma służyć na lato, a drugi na zimę. Chodzi tutaj głównie o poziom nasłonecznienia pokoi. Zimą oczywiście lepszy ten gdzie wpada więcej słońca i pokój może być, choć trochę ogrzany. Dywany na ścianach i podłodze są przenoszone z jednego do drugiego pokoju zależnie od pory roku. Przenoszony jest również telewizor, firanki, ramki ze zdjęciami, sztuczne kwiatki i inne pierdołki. W pokojach tych się śpi, je i spędza większość dnia. Siedzi się bądź śpi na materacach położonych na podłodze. Osobiście nie próbowałam tego komfortu spania, bo nigdy nie miałam okazji zostać tam na noc. Najprawdopodobniej zimą, kiedy temperatura spada w nocy do 0 bądź czasami poniżej 0 trzęsłabym się z zimna i modliła o kolejny koc w celu przykrycia się. Za każdym razem nie wywyższając się siadam wraz z cała rodziną na tych materacach pomimo tego, że przynoszą mi krzesło…
W kuchni byłam tylko raz. Pamiętam tylko tyle, ile zdążyłam ogarnąć wzrokiem podczas mojej krótkiej wizyty w tym pomieszczeniu. Było dużo różnych warzyw wiszących na sznurkach, kuchenka gazowa i jakiś palnik, nad którym Mama Mahera piecze specjalni chleb arabski ( Pyszny-mój ulubiony. Jego wyrób wcale nie jest jednak taki łatwy. Trzeba mieć niezłą wprawę i odporne dłonie żeby nie czuć ognia, nad którym piecze się ten chlebek). Były też jakieś miski z kaszą, couscous, makaronem, ryżem i specyficznym tunezyjskim groszkiem.
Posiłki spożywane są w gronie całej rodziny, która aktualnie mieszka w domu. Przeważnie przygotowywane są przez Mamę Mahera-Saidę w czasie, gdy mężczyźni pracują na roli. W okresie wakacyjnym w przygotowaniu posiłków pomaga siostra Mahera-Fadoua. Jedzenie podawane jest na niskich stolikach. Ilość stolików zależy od ilości osób spożywających posiłek. W czasie ramadanu, gdy spotkała się cała rodzina podczas kolacji były to 2 stoliki lub więcej. Na każdym z nich znajdują się takie same potrawy. Najczęściej potrawy spożywane są bez użycia sztućców, ale jako że ja-Europejka to i sztućce zostały podane. Zdarzyło się raz, że jedliśmy wszyscy z jednej miski, jednak podczas kolejnych moich wizyt wyciągany był serwis i każdy jadł z własnego talerza. Po spożyciu posiłku przynoszona jest w miseczce woda do obmycia rąk i ściereczka do ich wytarcia.  W okresie Ramadanu, jeśli wypada on w upalnym lecie, zdarza się że dywany i stolik z telewizorem wynoszone są na „dziedziniec” i posiłek jest spożywany na świeżym powietrzu.
W spiżarni nigdy nie byłam. Zdążyłam jednak przelotem zauważyć, że w okresie letnim jest tam wiele różnych artykułów spożywczych, a w okresie zimowym regularnie ich ilość się zmniejsza.
W jednym z rogów dziedzińca, znajduje się drewniana budka, która jak się domyślam jest toaletą. Nie zdążyłam się z nią jeszcze zaznajomić, a pytać jest mi momentami głupio.
Do domu przylega również budynek gospodarczy, coś w rodzaju obory. Zwierzęta, które tam mieszkają nieustannie się zmieniają, więc nie jestem w stanie ich wymienić. Na ziemistym podwórku bez deka trawy rośnie też wielka Palma, która rozwesela całe to otoczenie i nadaje mu jakiejś innej barwy.  Pomimo bliskości obory od domu, nie zdarzyło się bym poczuła jakiś nieprzyjemny odór.  Do najbliższego sąsiada, czy sklepu nie jest w cale blisko.
Mama Mahera stara się mnie namówić podczas każdej mojej wizyty, bym została w tym domu na dłużej. Koniecznie chce mnie przekonać do chociażby dwóch dni, ale Maher skrupulatnie zabiera mnie do domu rodzinnego w takie dnie, bym nie mogła tam zostać. Tłumaczy również swojej mamie, że to nie są warunki dla mnie i, że ja jestem przyzwyczajona do innych standardów. Maher to doskonale rozumie, bo On sam jest już przyzwyczajony do innych warunków i nie wyobraża sobie np. dnia bez normalnej tradycyjnej kąpieli. W Kharez natomiast zupełnie normalna jest kąpiel, a raczej mycie się w małej misce wody. Przeraża mnie codzienne ręczne pranie ubrań w misce z zimną wodą. Nie byłam również w stanie prać co jakiś czas ręcznie tych wszystkich dywanów i materaców… Nie wiedzą co to odkurzacz!
Ja osobiście nie mam nigdy nic przeciwko zostania w tym domu na dłużej, chociażby po to żeby nie robić Mamie przykrości, ale to sam Maher nie lubi tam zostawać i nie chce pozwolić na tym bym czuła się nieswojo i niekomfortowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz