29 lipca 2008

Kilka szwów i dzień wolnego...


Wykorzystuję właśnie dzień wolny od pracy, którego  teoretycznie nie miałam w planach. Zwyczajnie wstałam rano i poszłam do hotelu. Praca jak co dzień. Tu pozamiataj, tam odkurz, a gdzieś indziej umyj okno. Myłam właśnie okno, kiedy koleżanka zobaczyła maleńkiego pajączka na ścianie. Chcąc go zabić pchnęła okno i zamknęła go wraz z moim palcem… Zobaczyłam gwiazdki przed oczami, ale nie bardzo wiedziałam co się stało. Z bólu i nerwów nawet nie leciała krew. Po chwili jednak zobaczyłam, że opuszek mojego palca wskazującego wisi… Zawinęłam tylko palec pierwszą lepszą szmatką i biegłam na parter żeby ktoś mnie zawiózł do szpitala. O 6 rano w hotelu nie było jeszcze zbyt wiele personelu, ale był szef. Z wielkim przerażeniem pytał co się stało i pędził już do szpitala przez Kraków. Opuszek został przyszyty. Palec cały opuchnięty i pozawijany w gaziki. Szef odwiózł mnie do domu, później odstawił moje auto pod dom i dał dzień wolnego, a jutro mam dać znać czy mogę przyjść czy tez nie. Teraz można powiedzieć jestem już jak kaleka. Z przyszywaną częścią palca, urazem barku (od 6 lat) i dodatkowo z anginą. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo dniówka oczywiście mi się liczy, a ja z pomocą mamy zrobię przemeblowanie w moim pokoju, które już dawno chciałam zrobić.
Maher już wczoraj mówił mi, że nie akceptuje tego, że poszłam do pracy z anginą. Powiedziałam mu tylko, że wolę wykorzystać dzień wolnego wtedy co On będzie miał wolne i na tym się skończyło. Dzisiaj jednak będę zmuszona poinformować go o małym wypadku przy pracy i mam nadzieję, że nie będzie się za bardzo złościł, chociaż jestem pewna, że będzie zły jeśli pójdę jutro do pracy…
Lecę teraz skończyć obiad i zabieram się za przemeblowanie. Miłego dnia.
                        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz