26 maja 2008

Nawrócony

Może to nie najlepszy tytuł na post ale nic innego nie wpadło mi do głowy. Właściwie to nic wielkiego się jeszcze nie stało, ale mam nadzieję, że sytuacja zacznie się powoli rozwijać. Od samego początku mojego związku z Maherem wiedziałam, że nie będę Go nigdy nakłaniać do rozmów o religii itd. Nie chciałam mu nic narzucać a jeśli musieliśmy wyjaśnić jakąś kwestię to rozmowę kończyliśmy tylko na tych kwestiach. Od czasu do czasu pojawiały się jednak w naszych rozmowach „katolickie” słowa typu „idę do kościoła” czy też „Boże Narodzenie”, albo „Wielkanoc”. Wtedy Maher trochę z własnej woli pytał, ale nie jakoś specjalnie wiele. Pytał tyle, żeby uzyskać jakiś zarys. Jak się poznaliśmy to po prostu myślałam, że to typowy muzułmanin nie praktykujący swojej wiary. Mimo wszystko wcale tak nie jest. Maher owszem nie modli się 5 razy dziennie, nie wzdycha do Allaha na chodniku, czy coś w tym rodzaju. Łóżko też nie jest wcale zwrócone w odpowiednią stronę, ale jak słyszy śpiewaną surrę to coś tam sobie mruczy pod nosem. Mniejsza o to. Kiedyś mimo wszystko wymsknęło mi się, że wolę swoją religię, bo chodzę do kościoła tylko raz w tygodniu i nie mam jakiś specjalnych zakazów, przez co nie grzeszę np. tak jak Maher pijąc alkohol… Nie ważne co i jak robi i jakim jest muzułmaninem. Wtedy jednak powiedział mi, że może „spróbować chrześcijaństwa” . Jednak już wieczorem po tej rozmowie stwierdził, że tylko tak powiedział, żeby nie było mi przykro. No cóż zdarza się. Ja też wiele rzeczy mówię, żeby nie było mu przykro. Wczoraj jednak Maher był, jak ja to mówię „crazy” chyba przez ten czas, który daje się we znaki. Stwierdził, że jeśli wiara miałaby pomóc, to chce poznać moją religię… Wiem, że nie wolno podejmować tak szybkich decyzji, ale on zapytał czy pokażę mu w jaki sposób się modlą chrześcijanie. Powiedział, że chce spróbować, bo nikt mu tego nie może zabronić. Jestem w szoku, ale obiecałam Mu, że jak przyjadę to zabiorę go w Tunisie do kościoła i postaram się pokazać co i jak i przez te 2 tygodnie jakoś trochę rozjaśnić mu chrześcijaństwo. Wiem, że 2 tygodnie to niewiele na poznanie religii, ale to nie znaczy, że on po 2 tygodniach musi się już nawrócić. Jak dla mnie jest po prostu cudowny przez sam fakt, że chce spróbować. Spróbować z własnej nieprzymuszonej woli. Tak więc idę teraz poszperać po necie i poszukać jakiś podstawowych modlitw po francusku… Aż się boję, bo nie będę nic z nich rozumieć. Chyba muszę po raz kolejny nawiązać kontakt z moim byłym katechetą i poprosić o pomoc… rumieniec 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz