20 maja 2008

Maturalne emocje

Nie matura, a chęć szczera...
Myślę, że muszę ochłonąć po maturze, ale nie przeszkadza mi to w opisaniu co i jak było. O pisemnych już kiedyś wspominałam, więc nie będę już nic na ten temat mówić. Natomiast matury ustne to istny cyrk. Język polski zdawałam w drugim dniu ustnych matur u nas w szkole, a więc wiedziałam już co było dzień wcześniej... Kobieta, którą miałam w komisji oblała 12 z 14 zdających. Hmm no cóż nie było to pocieszające, ale nie można się było poddać walkowerem. Wchodziłam na egzamin jako 4 z kolei. Dziewczyny będące przede mną wybiegały z płaczem, w związku z czym weszłam na miękkich nogach. Kobieta totalnie olewała co się robiło, moja prezentacja multimedialna chyba nawet nie została zauważona... Mniejsza o to, ale rozmowa pani w komisji i jej pytania przeszły ją samą... Zna ktoś łacinę ? Bo ja NIE! Mimo wszystko zostałam obdarzona przez Boga językiem i powiedziałam kobiecie co o niej myślę w momencie gdy wyjechała mi z pytaniami po łacinie. No nie będzie mi baba udowadniać, że jest mądrzejsza... Kobieta-obserwator z innej szkoły zwątpiła i trzymała się za głowę patrząc na to co ta druga wyczynia z maturzystami. No cholera jasna wiedzieliśmy, że będzie trudno, bo pani profesor ucząca nas polskiego zdążyła nas poinformować, ale nie myśleliśmy, że aż tak. Szczerze to słowa "będę Wam składać hołdy jak zdacie wszyscy" odebraliśmy z żartem... Po pierwszych 6 osobach miała być przerwa, a przed przerwą ogłoszenie wyników... Zdaliśmy!!! Ja na 16 punktów i to było najwięcej w mojej grupie. Mimo wszystko wychowawczyni widziała nas jak wychodziliśmy z sali zaraz po egzaminie. Łzy w oczach i wszystko jasne... Poszła z tym do dyrektora i podczas przerwy komisja miała interwencję. Nie jestem pewna czy to było takie dobre. Po przerwie zdawała druga 6. Kobieta poirytowana interwencją dała prawie wszystkim po 16 punktów !!! No i gdzie tu sprawiedliwość skoro oni się przyznali, ze lektur nie czytali, albo "zapłacili 100 zł za prezentację, w sumie jej nie umieją, ale na 6 muszą zdać". No i zdali. Nie na 6 a na 16... Nasza pierwsza 6 czuje się w tym momencie pokrzywdzona. Wiemy, że było niesprawiedliwie..
Pani profesor złożyła nam hołdy kłaniając się w pas każdemu z osobna. Byliśmy jedyną klasą, która w całości zdała język polski.

Angielski to zupełnie inna bajka. Wiedzieliśmy, że jesteśmy w miarę dobrze przygotowani. Nie po to męczyliśmy się 3 lata z Tą kobietą. Przetrwaliśmy. 
Wchodziłam jako 3, ale wszyscy wychodzili uśmiechnięci. Nie zdała 1 osoba. Wiedzieliśmy już wcześniej, że obleje. Oliwa nieżywa, ale sprawiedliwa. Powinna oblać już polski, ale co tam... Tyle tylko, że po przerwie znów była interwencja i druga grupa miała lepiej... Nie ważne. Mam swoje 95%, chyba zasłużone. Kobieta, która nas uczyła przez 3 lata nigdy się nie uśmiechała. Przyszła do nas po maturze pytając o wyniki. Na moje 19 miała uśmiech od ucha do ucha mówiąc "wiedziałam, wierzyłam". To miłe z jej strony. Wiem, że narzekaliśmy na to ile mieliśmy zadań. Nie robiliśmy nic tylko angielski. Ale udało się. Możemy tylko podziękować. 

Nie chcę już więcej pisać o tej maturze, bo wiem, że to nudne. Tak tylko chciałam przybliżyć moje frustracje i przelać je na "papier", tak żeby były widoczne literki... Niczym Bridget Jones przelewająca swoje frustracje w swoim dzienniku.

Teraz odliczam czas, który pozostał do wylotu do Tunezji. Zaczynam liczyć już dzisiaj... 
40

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz