3 czerwca 2009

Relacja ze ślubu i inne...


Z góry przepraszam za dość długą nieobecność, na blogu. Starałam się jak mogłam żeby, chociaż zamieścić dla Was kilka fotek, a z opisaniem musiałam niestety poczekać. W zasadzie nie ma wiele opisywania, ale coś postaram się na ten temat powiedzieć. W dniu ślubu stres zamiast zjadać nas oboje, to przeniósł się całkowicie na Mahera. Było mu przykro, że jest sam, że nie ma nikogo z jego rodziny, ale jednocześnie był szczęśliwy, że bierzemy ślub. Z nerwów w urzędzie stanu cywilnego zapomniał nawet, że niewiele mówi po polsku i gadał jak najęty. ooo  „Zimno CI Kasia? Nie zimno, gorąco”. Przywitała nas Kierownik USC, Pani tłumacz też już była na miejscu, nasi goście również, więc rozpoczęła się ceremonia. Wszystkie słowa kierownika USC były tłumaczone na francuski. Maher złożył swoją przysięgę po francusku, skrócił moje dwa imiona do wyłącznie jednego, a następnie zaczął powtarzać moją przysięgę, bo Pani tłumacz nie powiedziała, że teraz już ma nie powtarzać. Później życzenia, prezenty, zbieranie grosików, którymi nas obrzucono (Maher zebrał również te, co były pod wycieraczką, te, co wpadły mi za sukienkę wyciągnęliśmy dopiero w domu  wstyd ). Deszcz oczywiście nas nie ominął, ale padało wyłącznie jak byliśmy w domu lub w samochodzie. Będąc na zewnątrz przestawała padać. Całe szczęście, bo przynajmniej udało się, jako tako strzelić parę fotek. W domu rodzice przywitali nas chlebem i solą. Maher ucałował chleb bez żadnego gadania… Następnie szampan i rozbite kieliszki, a później już tylko „gorzko, gorzko” i dalej już z górki. Szczerze mówiąc nie wiem, kiedy minęło nam 12 godzin od samej ceremonii do wyjścia ostatnich gości, ale teraz już wiem, że w dniu własnego ślubu czas leci inaczej.
Co do spraw urzędowych, to Maher otrzymał przedłużenie wizy, a raczej wizę proceduralną do 19 sierpnia, więc nie musiał 20 maja wracać do domu. 9 Czerwca czeka nas przesłuchanie do karty czasowego pobytu. Żyjemy  w stresie i tak naprawdę to chcielibyśmy mieć już chwilę spokoju i odpoczynku z tymi wszystkimi urzędami.  groza Bardzo Was proszę o kciuki 9 czerwca od 9 rano ( nie mam pojęcia, do której, ale przez 2 godzinki to na pewno).
18 maja zaczęłam prace w agencji reklamowej, dlatego też nie miałam czasu na naskrobanie tutaj czegoś. Ledwo łapię oddech. Rano szybko jakieś pranie, małe sprzątanie, śniadanie i wychodzę przed 8. Wracam z pracy koło 18, jem obiadek, albo kolację, zależnie od tego czy Maher czekał na mnie z obiadem czy nie, a później przeważnie jest jeszcze coś do załatwienia i tak mi leci dzień za dniem, że nawet nie jestem w stanie się połapać na kalendarzu.  Nie wspomnę już o zbliżającej się sesji (już od 12 czerwca, aż do końca lipca). Nie mam pojęcia jak teraz pogodzę takie godziny pracy z nauką, ale mam nadzieję, że jakoś dam radę  nie powiem . To chyba na tyle, bo naprawdę nie wiem, co mogłabym więcej napisać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz