3 września 2011

Już za kilka dni...


Kurcze, ja to mam szczęście. Napisałam długaśną notkę, ale oczywiście jakiś błąd na onecie i wszystko mi wcięło. Tak jak w tytule dzisiejszej notki, za parę dni pakujemy nasze walizki i wyruszamy do Tunezji. W końcu zdecydowaliśmy się kupić bilety i mamy nadzieję, że w kraju będzie spokój i żadnych poważniejszych wybryków nie będzie, co mogłoby wpłynąć na nasze bezpieczeństwo oraz swobodę poruszania się, bądź skrócenie pobytu. Wylatujemy ósmego września w późnych godzinach nocnych, więc pobyt rozpoczynamy w zasadzie od 9.09 .Rodzinka szczęśliwa, że w końcu poznała datę naszego przyjazdu.( czytaj: szczęśliwi, bo poznali datę otrzymania prezentów na które po cichu liczą) Oczywiście nie ominą nas wesela, mam tylko nadzieje, że będą trochę mniej nudne od ostatniego.
Wyjątkowo strasznie się denerwuję przed tym wyjazdem, ale mam nadzieję, że jest to spowodowane głównie dłuższą nieobecnością w kraju męża. Na domiar złego śnią mi się jakieś wulkany, które mam nadzieję mi sie nie wyśnią proroczo, bo w tym roku wyciągalibyśmy już forsę z własnej kieszeni, za przedłużenie pobytu, a to wesołe by już nie było...
U rodziny trochę sie pozmieniało, ale któż by za nimi nadążył. Tempo zmienia dziewczyn przez szwagrów jest tak zawrotne, że człowiek boi się dzwonić coby imion nowych dziewczyn nie pomylić. Zapowiadają się na przyszły rok 2 wesela, ale z nimi to nigdy nic nie wiadomo i wszystko może się zmienić. Więcej dowiemy się jak zajedziemy i trochę ze wszystkimi porozmawiamy.

W Tunezji spędzę moje piąte z rzędu urodziny i mam nadzieje, będą równie udane jak corocznie. W zasadzie to na prawdę się cieszę, że będą one w czasie wakacji, ze względu na to, że w Polsce nikt nie pamięta o tej nieszczęsnej dacie...
Przepraszam bardzo, że pisze tak strasznie chaotycznie i skacze z kamienia na kamień, ale przelewam moje myśli już po raz drugi, a w międzyczasie robię milion innych rzeczy typu: prasowanie, sprzątanie, gotowanie, pakowanie walizki mamy jak również staram się skoncentrować nad lista zakupów. Ciesze się niezmiernie, że nie dochodzi mi do tego wysłuchiwanie jęków Mahera na temat naszej polskiej pogody i przygrzewającego od jakiegoś czasu słoneczka. Oczywiście cóż ja na to mogę poradzić, ale ten typ już tak ma i ponarzekać musi. Na całe szczęście obsługuje dzisiaj jakiegoś grilla dla prezydenta krakowa, a ja mam wolny dzień na zrobienie wspomnianego wcześniej miliona rzeczy  ble 
(odnośnie walizki mamy, a w zasadzie rodziców, to niestety mama nie nabyła nigdy umiejętności pakowania się i najchętniej zabrałaby ze sobą całą szafę ciuchów, albo nawet dwie, dlatego odkąd potrafię to robić jestem skazana robić to za nią. Oczywiście rodzice nie jadą w tym roku z nami, tylko wyjeżdżają 1 dzień przed nami na urlop do Turcji)
Jutro równie intensywny dzień, bo z rana trzeba się zerwać i zaliczyć krakowską tandetę, później wyjazd do Katowic na spotkanie ze znajomymi i popołudniowe drugie urodziny bratanka. (przesunięte o 5 dni, żeby mogła uczestniczyć w nich cała rodzina)
Mały z dnia na dzień coraz bardziej nas zaskakuje. To, że mówi całymi zdaniami po polsku, i używa kilku zwrotów francuskich jest już na porządku dziennym. Ostatnio jednak pokazał swoje kolejne możliwości i przetłumaczył na język polski zdanie, które kierowałam do Mahera mówiąc po arabsku  Aaa 
Wujek będzie musiał się zacząć pilnować, bo maluch arabskie przekleństwa zna już jakiś czas, a niedługo zacznie ich używać tłumacząc je sobie na język polski....
Miłego weekendu kochani i do usłyszenia po moim powrocie  papa  hehehe 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz