23 grudnia 2009

Świątecznie...


Czy ja kiedyś nie mówiłam, że przestanę planować cokolwiek, bo później jest zupełnie inaczej? Cóż chyba znów będę musiała się opanować z tym planowaniem, bo tym razem to sylwester nie wypalił i nie spędzimy go razem. W zasadzie obydwoje się cieszymy i smucimy za razem ze względu na to, że Maher będzie w ten dzień pracował na restauracji, czyli tak jak przez wcześniejszych 12 lat… Być może będzie to dla niego szansa na częstsze prace dorywcze, a wiadomo trochę grosza zawsze się przyda, tym bardziej, że teraz zima i za wiele pracy z tatą nie mają… Z drugiej strony smutno nam, bo miał to być pierwszy wspólny sylwester i choćby spędzony w domu przy zwykłej kolacji we dwoje to bylibyśmy razem… A tak to od 15 do 6 rano, co najmniej Mahra nie będzie. Nie pozostaje mi nic innego jak siedzieć przed TV i czekać, kiedy zadzwoni, żeby go odebrać, bo spać nie zamierzam chociażby, dlatego, że co będę robić, kiedy wszyscy domownicy wrócą z imprezy i będą odsypiać? A na imprezę żadną sama nie zamierzam pójść chociażby z szacunku do tego, że mąż pracuje. Skoro on zarabia na nasze życie, to ja mogę posiedzieć w domu. Może następny sylwester będzie należał do nas…
A święta?
Święta jeszcze generalnie nie wiemy, co i jak dokładnie. Wigilia na pewno w 7 osobowym składzie, później na chwilę do rodzinki podzielić się opłatkiem. Dalsze plany będą zależeć od tego czy babcia będzie nadal w szpitalu czy nie. Jeśli tak, to rodzinka będzie u nas, jeśli nie, to my będziemy u nich, żeby być jednocześnie z babcią. Przygotowania trwają pełną parą. Porządki, co prawda już wcześniej się rozpoczęły, ale dzisiaj jeszcze raz trzeba będzie posprzątać cały dom. Zapachy roznoszą się po wszystkich pomieszczeniach. Mieszają się jedne z drugimi i tak na przemian to grzyby, to kapusta, to groch, a to kompot z suszonych śliwek, żeby było, choć trochę przygotowane… Ryba czeka już w lodówce, wędliny zrobiliśmy samodzielnie już w piątek i sobotę. Sałatki są w trakcie robienia, babeczki czekają na dokończenie, rafaello zrobione wczoraj czeka już w zimnym pomieszczeniu na pierwszy dzień świąt, a masa makowa grzeje się pod ciepłą kołdrą i czeka aż upiekę do niej biszkopty… Jeszcze tylko pamiętać żeby pójść dzisiaj do piekarni i zakupić pieczywo na 4 dni, bo później to się już nigdzie u nas nie dostanie..  A jutro przygotowując już wszystkie dania do ostatecznej gotowości będę razem z tatą kolędować i kto jeszcze będzie chciał to się dołączy.. Mąż mój zna kilka kolęd po angielsku lub niemiecku, więc może i on pośpiewa trochę…
Maher dostał bojowe zadanie ubierania choinki. Przygotowaliśmy pełno różnych bombek, łańcuchów lampek i innych ozdób i zostawiliśmy go samego. Miał wolną rękę i mógł ubierać choinkę jak mu się chciało i podobało. Jakież było moje zdziwienie, gdy po 2 godzinach zawołał mnie do pokoju i pokazał granatowo złota choinkę…
Prezentów u nas nie będzie, choć było chwilę zastanowienia nad tym. Doszliśmy jednak do wniosku, że jeśli ktoś ma być niezadowolony z prezentu, który dostał to, po co to wszystko. Nigdy nie było, więc i teraz nie będzie. Jedynie mały Olek dostanie prezent pod choinkę od nas, jako, że jestem chrzestną, a nie kupowaliśmy nic na mikołaja ani na imieniny… 
  
Wesołych Świąt!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz